Fundacja "Sprzymierzeni z GROM" opublikowała apel w serwisie tatromaniak.pl. 30 kwietnia 2012 roku warszawianin wybrał się na Rysy z zamiarem zjechania na nartach ze szczytu góry. W pewnym momencie stracił równowagę i zaczął spadać, koziołkując. Zahaczył dwie turystki, z których jedna zdążyła wbić czekan w zmrożony śnieg i w ten sposób uratowała życie. Żołnierz i 40-latka zginęli.
Po tragedii zgłosiło się wielu świadków, którzy widzieli jej ostatnie chwile. Nikt nie potrafił jednak powiedzieć, co sprawiło, że żołnierz stracił równowagę. W mediach pojawiały się też doniesienia, że kobietę zabił pędzący narciarz.
Te informacje były bardzo krzywdzące dla Krzyśka i jego rodziny. Tym bardziej w świetle informacji, jakie uzyskaliśmy jakieś dwa lata temu - mówił Grzegorz Wydrowski w rozmowie z "Gazetą Krakowską".
Ratowników TOPR zaczepił wtedy pewien człowiek. Mężczyzna twierdził, że był na szczycie Rysów, gdy Krzysztof przygotowywał się do zjazdu. Opisał strój i wyposażenie żołnierza na tyle dokładnie, że ratownicy nie mieli wątpliwości co do prawdziwości jego słów. Z jego relacji wynikało, że 38-latek stracił równowagę, gdy poprawiał narty. To wyjaśniałoby, dlaczego Kloch nie zaczął jeszcze nagrywać zjazdu, co, jak twierdzą bliscy, miał w zwyczaju.
Niestety świadek przepadł. Teraz bliscy szukają jego samego lub innych osób, które mogą złożyć brakującą część relacji z tego, co się stało. Prokuratura rejonowa w Zakopanem zaklasyfikowała sprawę jako nieszczęśliwy wypadek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl