Dziennikarze powołują się anonimowego informatora. Ma nim być oficer BOR-u z 15-letnim stażem. Jego zdaniem stan samochodu pozostawiał wiele do życzenia. "Auto było zajeżdżone. I to dosłownie" - mówi.
Duda otrzymał go w spadku po swoim poprzedniku Bronisławie Komorowskim. A to jechało się nim w kolumnie do Budy Ruskiej, a to do Juraty, a to do Wisły. Wie pan, jak to powinno wyglądać? BMW 7 miało od początku służyć do celów reprezentacyjnych. Powinno się nim jeździć najwyżej na lotnisko i odstawiać na lawetę. Ale jeździło się nim wszędzie. I w kampanii wyborczej Komorowskiego także - twierdzi informator tygodnika "ABC", cytowany przez RMF24.
Oficer BOR zdradził jeszcze kilka innych historii. Ujawnił m.in. informacje dotyczące procedury związanej z podróżą głowy państwa na drugi koniec Polski. Jego zdaniem Andrzej Duda powinien być wtedy dowożony na lotnisko lub lądowisko i potem przesiąść się do samolotu. Z kolei auto powinno jechać na lawecie.
A co, jeśli auto jechało na lawecie, a zatankowano do niego paliwo na tysiąc kilometrów? Gdzie to paliwo jest? Co się z nim stało? Jak je zewidencjonowano? - zastanawia się oficer BOR w rozmowie z tygodnikiem "ABC".
O chaosie panującym we flocie BOR mówiło się już wcześniej. Były szef Biura Ochrony Rządu, generał Marian Janicki, dziwił się, że prezydentowi przyznano samochód z tylnym napędem. Obecny szef BOR pułkownik Andrzej Pawlikowski w niedawnym wywiadzie jako winnych stanu samochodów w prezydenckiej flocie wskazywał poprzedni rząd.
Jestem na stanowisku szefa BOR od niespełna trzech miesięcy, stan, który zastałem po swoich poprzednikach, jest tragiczny, występują bardzo duże zaniechania w zakresie logistyki i finansów. Przygotowaliśmy raport o stanie, jaki zastaliśmy, dla szefa MSWiA, teraz przygotowujemy koncepcję usprawnienia systemu bezpieczeństwa planujemy zakupy - powiedział Pawlikowski w telewizji Republika.
Nie przegap:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.