Na ulicę Tysiąclecia wkrótce dotarli funkcjonariusze. Jak donosi "Polsat News", jeden z nich zauważył zawieszoną na pojemniku kartkę informującą o tym, że do środka została wrzucona "płacząca" lalka na baterie. Mimo to policjanci wezwali straż pożarną, która rozcięła kontener.
Mundurowi nie mogli opierać się jedynie na przypuszczeniach. Ponieważ życie i zdrowie ludzkie jest największą wartością, zdecydowali się sprawdzić, czy dobiegający z wnętrza głos na pewno nie należy do dziecka - poinformowała policja w oficjalnym komunikacie.
Podczas rozcinania pojemnika do funkcjonariuszy podeszła kobieta. Mieszkanka miejscowości przyznała, że to ona poprzedniego dnia wrzuciła do środka zepsutą zabawkę. Chociaż lalka od dawna nie działała, uruchomiła się wewnątrz kontenera.
Kobieta wyjaśniła, że próbowała się skontaktować z właścicielami kontenera. Niestety bez skutku. W końcu zawiesiła na pojemniku kartkę. Jak się okazało, mówiła prawdę - policjanci "uratowali" z pojemnika lalkę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.