Powiedział, że "nie chciał jej zgwałcić, ale i tak to zrobił". Jeden z oprawców Hanny Cornelius płakał w sądzie, kiedy opowiadał o okolicznościach jej śmierci - informuje "Daily Mail". Starał się przy tym umniejszyć swoją rolę w bestialskim napadzie i zrzucić winę na swoich kolegów.
Przerażona dziewczyna prosiła, żeby po wszystkim pozwolili jej odejść. Według zeznań Geralda Parsonsa, powiedziała napastnikom, że "mogą uprawiać z nią seks, ale niech ją później wypuszczą". Kobieta została brutalnie zgwałcona przez trzech mężczyzn, którzy potem chcieli ją zostawić, ale ostatecznie wrzucili Cornelius do bagażnika samochodu i pojechali do pobliskiej winnicy.
Dźgnęli ją nożem, kiedy nie chciała wyjść z samochodu. Parsons zobaczył, że jeden z jego towarzyszy idzie w stronę ofiary z wielkim kamieniem w rękach.
Powiedziałem mu: "Nie zabijaj jej, zabiliśmy już Cheslina, zostawmy ją tutaj". Ale on zrzucił jej kamień na głowę - zeznał gwałciciel.
Myśleli, że zabili kolegę ofiary. 22-letni Cheslin Marsh został przez nich pobity cegłami do nieprzytomności. Ocknął się na poboczu następnego dnia i dokuśtykał do najbliższego domu, którego właściciele wezwali policję. Kobieta padła ofiarą napastników, gdy chciała pomóc katowanemu koledze.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.