Ostatnią rzeczą, której potrzebujesz rano, jest zamarznięty samochód wymagający odśnieżania. Oprócz standardowego skrobania może czekać cię inne wyzwanie – rozładowany akumulator czy zamarznięty zamek. Biorąc pod uwagę dość gwałtowny atak zimy w ciągu ostatnich dni, warto przypomnieć sobie, co robić (a czego unikać), by szybko wyruszyć w trasę.
Pierwsze kłopoty możemy mieć zanim jeszcze otworzymy auto. W starych autach bez pilota zamarznięty zamek nie należy do rzadkości i jest niemałym wyzwaniem. Lepiej nie forsować go siłą, bowiem w takich warunkach grot kluczyka można bardzo łatwo wygiąć. Rozsądnym rozwiązaniem jest zakup chemicznego odmrażacza do szyb, lecz jeśli takiego nie mamy, można wykorzystać zapalniczkę do podgrzania kluczyka. Wówczas wkładamy go do zamka i czekamy chwilę. Takie rozwiązanie będzie działać w przypadku starszych aut. W nowych samochodach lepiej uważać. Istnieje ryzyko, że – dosłownie – spalimy układ immobilisera. Ostatnim sposobem może być wejście od strony pasażera, lecz trzeba będzie wykazać się niemałą gibkością. W żadnym wypadku nie używajmy gorącej wody do pozbycia się lodu! Po chwili ciecz zamarznie, pogarszając sytuację.
Nawet jeśli uda nam się otworzyć auto, możemy być zaskoczeni gdy uszczelki odpadną z drzwi. Gdy myjemy auto, woda dostaje się do szczelin i zamarza nocą. Doraźnym sposobem jest dokładne ostukanie drzwi, lepiej jednak poświęcić chwilę już na myjni i wykorzystać wazelinę do zabezpieczenia gum. Można też salwować się użyciem najzwyklejszego spraju do czyszczenia plastików pokroju popularnego Plaka. Najgorsze, co możemy zrobić, to szarpanie się z drzwiami.
Pozostaje więc skrobanie, choć co bardziej zorientowani kierowcy wiedzą jak ograniczyć osadzanie szronu i lodu do zera. Wystarczy dzień wcześniej dokładnie przewietrzyć wnętrze auta. Temperatura w kabinie spadnie, dzięki czemu na schładzających się szybach nie będzie osadzać się woda, która później by zamarzła.
Największym problemem zmotoryzowanych pozostaje akumulator. O ile jeden przymrozek nie sprawi, że będzie on bezużyteczny, tak trzy kolejne zimne dni są bywają dla niego sporym problemem. Pierwszym objawem będzie leniwe otwieranie centralnego zamka bądź też całkowity brak reakcji. Pozostaje wtedy postawić baterię na nogi. Rozwiązaniem jest booster - niewielka walizka z kablami - który można naładować wcześniej i wykorzystać rano. Zapewne nie macie go pod ręką, więc solucją jest wykorzystanie kabli rozruchowych i poszukanie życzliwego sąsiada. Jeśli nie mamy ani jednego, ani drugiego, pozostaje telefon do taksówkarza lub straży miejskiej. Funkcjonariusze mogą pomóc, jeśli tylko patrol jest w pobliżu.
To nie koniec pułapek, na które możemy się natknąć rano. Najprawdopodobniej przez nieuwagę dzień wcześniej zaciągnęliśmy hamulec ręczny. Po mroźnej nocy, nawet po spuszczeniu dźwigni, szczęki dalej mogą "trzymać". Można spróbować ostukania bębna, lecz najprawdopodobniej zamarzły nam linki. Pozostaje jedynie uruchomić auto i mieć nadzieję, że ciepło od rury wydechowej odmrozi wszystkie elementy. Jeśli to nie pomoże, lepiej nie ruszać autem "na siłę". Hamulce będą cały czas trzymać koło, więc po kilku kilometrach możemy je po prostu przegrzać, a linka dalej pozostanie zakleszczona.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.