Brytyjczyk Darren Hickey wybierał się na przyjęcie charytatywne. Rybę zjadł tuż przed wyjściem z restauracji. Chwilę później poczuł ból w przełyku - na tyle silny, że poszedł prosto na oddział intensywnej terapii w szpitalu w Chorley. Tam podano mu paracetamol i odesłano do domu. Wieczorem jego partner Neil Parkinson usłyszał, jak Darren się dusi.
Krzyczał, więc pobiegłem na górę. Stał, krztusząc się i kaszląc, więc poklepałem go po plecach, ale wtedy on osunął się na podłogę. Zabrano go do szpitala, ale jego przełyk był już tak bardzo uszkodzony, że nie można było nic zobaczyć bez specjalistycznego sprzętu. Umarł zaraz po północy - relacjonuje Neil.
Patolog, który wykonywał sekcję zwłok, przyznał, że śmierć z takiej przyczyny zdarza się niezmiernie rzadko. Dodał, że z powodu poparzenia dróg oddechowych umierają raczej ofiary pożaru. "Pacjent może wydawać się zdrowy, rozmawia z tobą, ale potem pojawia się opuchlizna" - powiedział.
Był niewiarygodnie pozytywny i troskliwy wobec innych, udzielał się charytatywnie - mówił o zmarłym koroner Alan Welsh.
Oficjalną przyczyną śmierci Brytyjczyka było uduszenie. Jak donosi "Independent", siedem lat wcześniej mężczyzna przeszedł udar mózgu. W szpitalu przebywał 18 miesięcy. Po tym zdarzeniu zaczął przeznaczać pieniądze na cele charytatywne.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.