Co robimy, kiedy zaczynamy czuć się źle? Pierwsze o czym myślimy to leki, które pomogą nam uporać się z bólem gardła, głowy i podwyższoną temperaturą. Okazuje się, że taka reakcja nie jest najlepszym rozwiązaniem. Zwalczaniem gorączki możemy znacznie wydłużyć czas niebezpiecznej infekcji wirusowej. Co więcej, takie działanie może zwiększyć ryzyko choroby nowotworowej.
Wirusy to bardzo ciekawe, ale również skomplikowane cząsteczki, które nie mają budowy komórkowej. Co za tym idzie nie mają własnego metabolizmu i nie są zdolne do podziałów poza komórką, którą zainfekują. Są zbudowane z białek i kwasów nukleinowych, a ponieważ są zdolne do mutacji to nie znajdziemy na nie żadnego leku, a tym bardziej antybiotyku.
W związku z tym, kiedy przechodzimy grypę leczymy się tylko objawowo - zmniejszamy dolegliwości, które nam w danym momencie doskwierają. Zdaniem prof. Wiesława Kozaka z Uniwersytetu w Toruniu takie działanie jest bezsensowne. W wywiadzie, którego ekspert udzielił portalowi Nauka w Polsce mężczyzna przyznaje, że to właśnie gorączka chroni organizm przed pojawieniem się nowotworu:
Osoby rzadko gorączkujące lub te, które nabyły syndrom niegorączkowania w reakcji na infekcję, mają zwiększone ryzyko zapadania na nowotwory. Szacunki badaczy włoskich wskazują, że ryzyko wzrasta w takim przypadku nawet o 40 proc. Z naszych ustaleń wynika, że może to być ok. 23-25 proc. - mówi naukowiec.
Powinniśmy zatem pozwolić organizmowi walczyć z infekcją. Profesor apeluje, że brak gorączki w przypadku np. infekcji górnych dróg oddechowych powinien nas martwić: "Świadczy to bowiem o tym, że nasz organizm pozbawiony jest jakiegoś elementu lub został przyzwyczajony, iż ten element nie musi u niego występować".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.