"Chcemy i musimy uniknąć kolejnego lockdownu" - mówił na antenie radia RBB Michael Müller, burmistrz Berlina. Dodał jednak, że w tym przypadku trzeba myśleć o innych rozwiązaniach - na przykład o zakazie sprzedaży alkoholu czy nawet o godzinie policyjnej.
Długo nie trzeba było czekać. We wtorek wieczorem ogłoszono nowe ograniczenia, które mają przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się koronawirusa. W ramach restrykcji obowiązywać będzie "godzina policyjna" między 23 a 6 rano.
Wszystkie bary, restauracje czy sklepy nocne mogą być otwarte maksymalnie do 23, a po tej godzinie na stacjach benzynowych będzie zakaz sprzedaży alkoholu. W czasie "godziny policyjnej" będą też ograniczenia co do spotykania się - widzieć się mogą tylko grupy pięcioosobowe lub mieszkańcy maksymalnie dwóch gospodarstw domowych.
Prywatne uroczystości zostają z kolei ograniczone do 10 osób. Wcześniej było to 25 uczestników.
Pani Martyna, Polka mieszkająca w niemieckiej stolicy i autorka bloga "Migrantka", opowiada dziennikarzom z money.pl, że sytuacja jest coraz trudniejsza. - Od soboty jest obowiązek noszenia maseczek również w biurach - mówi w rozmowie z money.pl.
Nie uważa jednak, że główną przyczyną problemów są imprezy w parkach. Sądzi, że wysoka liczba zakażeń bierze się przede wszystkim z ponownego otwarcia szkół oraz z tego, że berlińczycy wrócili z urlopów.
- Ciągle się zastanawiamy, jak ta cała sytuacja wpłynie na relacje pomiędzy ludźmi - opowiada pani Martyna. Pod znakiem zapytania jest na przykład tradycyjna impreza bożonarodzeniowa, która jest coroczną okazją do spotkania i integracji.
Nie wiadomo czy wprowadzenia "godziny policyjnej" przyniesie rezultaty. Lokalne władze rozważają różne inne opcje - na przykład zakaz sprzedaży alkoholu w weekendy. Na ten moment żadne decyzje jeszcze nie zapadły.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.