Szczególnie słaby był początek sezonu. Przedsiębiorcy w Zakopanem odnotowali straty i zaczęli obawiać się o dalszy los. Dopiero pod koniec lipca sytuacja nieznacznie się poprawiła.
Niestety, turyści obecni w "polskiej stolicy Tatr" liczą każdy grosz i nie pozwalają na satysfakcjonujący zarobek. W rozmowie z "Faktem" górale podkreślają, że ludzie dokładnie oglądają każdą, wydawaną złotówkę.
Frekwencja poprawiła się dopiero od około 20 lipca. Mam przystępce ceny w barze. Podniosłem je o inflacyjne 15 proc. Mimo to turyści są wstrzemięźliwi, oszczędni w wydatkach. Nie stać ich na posiłki w barach i restauracjach - mówi "Faktowi" Władysław Zalotyński, właściciel jednej z restauracji na Krupówkach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie ma "ceprów". Obecni liczą każdy grosz
Górale wskazują, że brak "ceprów" (turystów - przyp. red.) jest zauważalny praktycznie w każdym sektorze turystyki. Dotyczy to wynajmowanych kwater, gastronomii czy atrakcji turystycznych.
Przybyli na miejsce ludzie liczą swoje "dutki". Nie chcą np. robić sobie popularnych niegdyś zdjęć z misiami czy Harnasiami na Krupówkach.
Kryzys dotknął nawet... oscypki. Niegdyś turyści kupowali je na zapas. Dla rodziny, znajomych, dla siebie. Dziś Polacy oszczędzają nawet na tych popularnych, regionalnych serach - i to mimo tego, że wielu górali nie podniosło ich cen!
Oscypki sprzedaję po 2-2,5 złotego. Nie podniosłam cen od dwóch lat. Turyści nadal się jednak targują. Nie kupują na zapas, tylko na raz, na teraz. Jest ich też mniej. Zauważam spadek o nawet 30 proc. To ogromny problem - stwierdza w rozmowie z Faktem właścicielka jednego z punktów sprzedaży oscypków.