Stosunek Polaków do kas samoobsługowych w marketach układa się co najmniej trojako. Jedni ich nie cierpią, bo męczy ich samodzielne skanowanie, ważenie i nieustanne komendy, które wydaje maszyna. Inni z kolei nie mogą się nadziwić, że kasy samoobsługowe upowszechniły się tak późno, przecież to sama wygoda.
Jest i trzecia grupa, oby jak najmniej liczna. To klienci, którzy cenią sobie kasy samoobsługowe za to, że przy odrobinie sprytu można czegoś tam nie nabić albo zeskanować ceną za tańszy produkt. Takie sytuacje nie należą do rzadkości i choć pracownicy dyskretnie obserwują poczynania klientów, to jednak straty spowodowane oszustwami "na samoobsługę" sklepy wliczają w koszty.
Choć pracownicy handlu chyba widzieli już wszystko, w dalszym ciągu zdarzają się sytuacje, które dowodzą, że spryt klientów (ale w tym złym znaczeniu) jednak nie ma granic. Jak skomentować pomysł człowieka, który myślał, że kupi wart 1500 zł materac za marne 10 zł? O sprawie pisze "Gazeta Wrocławska".
Myślał, że nikt nie zwróci na niego uwagi
A jednak. Rzecz miała miejsce we wrocławskiej Ikei. Przy kasie samoobsługowej mężczyzna zeskanował kod … nogi od krzesła. Żeby maszyna nie zaczęła piszczeć czegoś w rodzaju "Odłóż towar do strefy pakowania", klient docisnął wagę nogą. Najwyraźniej nie wziął pod uwagę, że jego dziwne ruchy zwrócą uwagę obsługi.
Pracownik sklepu Ikea, który przyłapał 44-latka na gorącym uczynku, zadzwonił po policję. Zaczęło się robić nerwowo i mężczyzna zasłabł, więc na miejsce trzeba było wezwać również ratowników.
Czytaj też: Niebotyczny dług 45-latka ze Śląska. "Nigdy nie zaznam spokoju, nigdy nie będę normalnie żył"
Po przebadaniu okazało się, że nic mężczyźnie nie dolega i policjanci mogą przeprowadzać swoje działania. Cwanemu klientowi nie grozi w najbliższym czasie spokojny sen. Czyn, którego się dopuścił, jest zagrożony grzywna, karą ograniczenia lub pozbawienia wolności.