Licencje fiakrom wydaje Tatrzański Park Narodowy. Jak podaje "Fakt", obecnie ma je 60 woźniców, łącznie w zaprzęgach jest 300 koni. - By każdy zarobił, jeżdżą co drugi dzień naprzemiennie – donosi portal.
"Fakt" dowiedział się, że do kasy TPN z tytułu opłat licencyjnych wpływa rocznie prawie milion złotych. Koszt miesięcznej licencji wynosi ponad 1,7 tys. zł., natomiast koszt przejazdu bryczką w górę to 100 zł, a powrót 50 zł.
Zgodnie z przepisami jakie obowiązują od czerwca, jedna bryczka może zabrać 10 dorosłych osób, natomiast wozak wykonuje maksymalnie dwa przewozy dziennie. Zarabia na tym średnio 2 tys. zł, "ale bywa i dwa razy więcej". Wszystko ma zależeć od pogody i liczby turystów. Roczne obroty fiakra mają wynosić 150-190 tys. zł. Chętnych do pracy na woźniców zatem nie brakuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Na liście rezerwowej w kolejce jest 40 osób. Jeżeli czekasz kilka lat, to się nie opłaca. Wielu ludzi się zniechęca. Połowa z nich odpadnie – mówi w rozmowie z "Faktem" Władysław Nowobilski, prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.
Fiakrzy twierdzą, że działania ekologów niekorzystnie wpływają na ich wizerunek. Przekonują, że nie chodzi wcale o dobro koni, a o zniszczenie tradycji.
To jest wielki skandal. Ekolodzy zrobili z nas dręczycieli koni. Komuś zależy na tym, żeby zniszczyć 150-letnią tradycję. Pierwszy fasiąg (bryczka) była na Morskim Oku już 150 lat temu. Rodziny góralskie miały hale, które nam zabrano. Potem na Morskie Oko zrobili drogę asfaltową, nas już nie chciano. Przeprosili się z nami w latach 80. ub. wieku, gdy osuwiska zniszczyły asfalt – twierdzi w rozmowie z "Faktem" Wojciech Orłowski, fiakier od ponad 30 lat.
– Teraz znowu chcą się nas pozbyć, ale konie to tylko przykrywka, tu chodzi o coś innego – dodaje. Trudno jednak traktować poważnie tak mgliste oskarżenia nie wiadomo kogo o nie wiadomo co.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.