Tatrzański Park Narodowy rozpoczął testy busa elektrycznego na Morskie Oko. To jeden z punktów zawartego porozumienia pomiędzy wozakami, a obrońcami praw zwierząt. Wszystko po z sytuacji, gdy na trasie przewrócił się koń, a woźnica uderzył zwierzę w pysk, by stanęło na nogi.
Gorącym zwolennikiem likwidacji transportu konnego jest poseł Lewicy Łukasz Litewka. Mówi wprost, że świadomość w Polsce zwiększa się i będzie walczył o całkowity zakaz wykorzystywania zwierząt do wożenia turystów na Morskie Oko. Nie zgadza się z tym Władysław Nowobilski, prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.
Ciężko zaczyna się tutaj żyć. Jaka jest nienawiść, jak się odnoszą niektórzy ludzie, niby ekolodzy i jak wrogo są nastawieni. Wóz jedzie, mijamy ich, a my słyszmy od nich: "wy lenie" i obrażają turystów - mówi "Faktowi" Nowobilski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wozak z Podhala: "Z czegoś trzeba żyć"
Władysław Nowobilski w rozmowie z "Faktem" przekonuje, że organizacja prozwierzęca powinna chronić prawa zwierząt, a tymczasem ich działania - jego zdaniem - doprowadzą do likwidacji konia.
Może będziemy oglądać niedługo konia w zoo, normalnie pracującego konia nie będzie - mówi prezes. - Pozwalamy innym zarobić. Dzięki nam pracują rymarze. Wozy trzeba zrobić, stolarze mają zarobek. Kowale, rolnicy. U nas nie ma takiej ziemi, żeby naprodukować owsa, kupujemy go w Polsce – zauważa i przytacza dowody, jak bardzo są potrzebni - dodaje w rozmowie z "Faktem".
Rozmówca dziennika przekonuje również, że na Podhalu nie ma zbyt wielu możliwości, by zdobyć emeryturę. - Można podstawić dom i czekać na turystów. Można doić krówki, robić oscypki, a my jeździmy. Całe Podhale miało konie, my je kochamy. Ludzie nie wiedzą, że koń musi pracować, wtedy jest zdrowy - przekonuje.
"Taka jest dola zwierzęcia"
Fiakrzy procesują się z Fundacją Viva! ws. transportu konnego. Jednak śledztwa umorzono. - Każdy koń jest badany, są specjalne wzory i wyliczenia naukowe, ile koń ma pracować. Mamy na wszystko papiery i dowody naukowe. Zdarzają się sytuacje, że koń padnie, ale nie z przemęczenia tylko z innych powodów. O tym już nikt nie pisze, gdy opadnie wrzawa medialna, ale hejt idzie dalej – stwierdza Nowobilski i jednocześnie przekonuje, że jeśli ktoś zamęcza zwierzę, ponosi surowe konsekwencje.
Prezes stowarzyszenia ma nadzieję, że transport konny przetrwa.
Zwierzę, póki żyje, ma mieć dobrze. Przytulę konia, pogłaskam go, poczeszę, ale zwierzę się sprzedaje, tym się różni od człowieka. Muszę się z tym pogodzić, że idzie na rzeź. Mam konia do pracy i byka na mięso, tego byka też trzeba kochać, on przecież żyje. Wiem, że go sprzedam na mięso. Taka jest dola zwierzęcia. Tym się różnimy od ekologów. Oni w koniu widzą człowieka, a ja nie. Absolutnie nie wolno się znęcać nad zwierzęciem, gdyby było udowodnione, że konie są przeciążone, nic nas nie obroniłoby – zapewnia w rozmowie z "Faktem".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.