Ceny w nadmorskich restauracjach czy smażalniach wręcz szokują. Za kilogram bałtyckiego dorsza trzeba zapłacić blisko... 170 złotych! Smażalnie podają cenę za 100 gramów, więc na papierze wygląda to nieco lepiej.
Teraz do smażalni na rybkę wybierzemy się co najwyżej raz, bo przy tych cenach rachunek może wynieść nawet ponad 300 zł. Ja za płat smażonego dorsza, surówkę i piwo zapłaciłam prawie 86 zł - relacjonowała "Faktowi" pani Anna ze Słubic.
Ceny wariują, a na taki stan rzeczy składa się kilka czynników. Pan Marek Wiśniewski, który od 16 lat prowadzi nadmorski "Bar Viking" w Kołobrzegu, zauważył w rozmowie z "Faktem", że stawki bardzo mocno się zmieniły.
Za butlę z gazem płaci się o 25 zł więcej niż w ubiegłym roku. 5-litrowy olej jest natomiast droższy aż o 32 zł.
Podobnie jest z rybą. Jeśli do tego dołożyć wzrost czynszu, cenę prądu oraz koszt wynajęcia pracowników... Jak do tej pory uważałem się za optymistę, tak teraz w czarnych barwach widzę ten nadchodzący sezon - podkreślił Wiśniewski.
Drożyzna w nadmorskich kurortach. Właściciel smażalni pełen obaw
Rozmówca "Faktu" przypomniał, że w zeszłym roku dorsz kosztował u niego 90 zł. Już wówczas klienci narzekali, że jest drogo. Teraz natomiast podniósł cenę do 130 zł.
Przeciętna porcja tej ryby z surówką i frytkami będzie kosztować około 60 złotych. To jednak może być już zbyt drogo dla turystów - obawia się pan Marek.
Ceny z pewnością będą dawać się we znaki wszystkim wypoczywającym nad Bałtykiem. Pewne jest, że w tym roku na wakacje wydamy znacznie więcej niż latem 2021. Niestety, drożyzna prędko nie odpuści.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.