Pizzeria Ibiza była stałym punktem na kulinarnej mapie Lublina od przeszło dwóch dekad. Miejsce to znają niemal wszyscy mieszkańcy. Posilali się tam jeszcze w czasach, gdy światem nie rządziły sieciówki. Na przestrzeni lat lokal przetrwał wiele kryzysów i z każdej trudnej sytuacji wychodził z tarczą. Niestety, do czasu...
Jak wyznała w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim" właścicielka pizzerii Wioletta Ustymowicz, nawet pandemia nie dotknęła jej biznesu tak bardzo, jak skutki rosnącej od miesięcy inflacji. Sytuacja zaczęła się gwałtownie pogarszać w minione wakacje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo...
Od czerwca odpływ klientów był coraz bardziej odczuwalny. Przez lata wyrobiłam sobie tak dobrą opinię, że miałam klientów, którzy zamawiali pizzę nawet trzy razy w tygodniu. W pewnej chwili zaczęli zamawiać tylko raz w miesiącu - zdradza kobieta.
Mniejszy popyt zbiegł się w czasie ze stale drożejącymi produktami. Pani Wioletta nie chciała oszczędzać na zamawianym towarze kosztem jego jakości. - Przez lata wypracowałam fantastyczne receptury, dzięki którym miałam tak wielu klientów. Oni od razu zorientowaliby się, że pizza nie smakuje tak jak zawsze - tłumaczy, cytowana przez "Dziennik Wschodni".
Jedynym wyjściem dla właścicielki słynnej lubelskiej pizzerii byłoby skrajne podniesienie cen w menu. Z jej szacunków wynika, że aby biznes jej się opłacał, za średnią pizzę (dotąd kosztującą 30 zł) musiałaby brać od klientów aż 50 zł. A tego robić nie zamierza.
Kto by tyle wydał? Nawet nie chciałam się wygłupiać - stwierdziła.
Początkowo pani Wioletta miała nadzieję, że jakoś da sobie radę i przeczeka ten najgorszy okres. Gdy jednak na jej adres zaczęły przychodzić coraz wyższe rachunki za media, uznała, że nie ma wyjścia. Postanowiła zamknąć interes. Choć decyzja kosztowała ją wiele nerwów, kobieta wie, że postąpiła właściwe.
Nawet pani z PGE, u której rozwiązywałam umowę, powiedziała, że to dobra decyzja, bo po nowym roku będzie drożej - mówi właścicielka pizzerii w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".
Stali klienci są załamani zamknięciem ich ulubionego lokalu. Niektórzy wychowywali się na pizzy, która latami wychodziła spod rąk pani Wioletty. - Wielu zachowywało się w tych ostatnich dniach, jakby umierał ktoś im bliski - wyznała kobieta. Niestety, wobec szalejącej inflacji, nawet biznesy z wieloletnią tradycją często nie mają szans.