Wojciech Dudziński od 20 lat jest audytorem śledczym, wykrywającym przestępstwa gospodarcze. To jednocześnie właściciel firmy Fraud Control.
Podczas rozmowy z Radiem ZET był pytany o zaostrzone przepisy Kodeksu karnego. Do zmiany zasad doszło w ostatnich dniach rządu Zjednoczonej Prawicy. - Kto udowodni, że nie zostały znowelizowane pod kątem zemsty na bardzo konkretnych osobach, np. po to, żeby zniszczyć ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, czy prezesa Orlenu Daniela Obajtka? - dopytywał dziennikarz.
Ta koincydencja jest bardzo ciekawa. Przepisy zostały wprowadzone pierwszego października br., czyli na 15 dni przed wyborami. Dlaczego zmieniono je akurat teraz? Głównym przepisem, który penalizuje tak zwane przestępstwa menedżerskie, jest art. 296 Kodeksu karnego. W dużym skrócie mówi on o tym, że jeżeli jakiś decydent np. prezes firmy lub członek zarządu, przekroczył swoje uprawnienia lub nie dopełnił obowiązków i spowodował szkodę dla spółki, to odpowiada karnie, a wielkość kary jest uzależniona od wielkości spowodowanej szkody - odparł Dudziński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Następnie rozwinął ten wątek. - Generalnie zatem - jeżeli decydent świadomie i z premedytacją nie dopełnił obowiązków, czy przekroczył uprawnienia i spowodował tym szkodę, to przy znacznej szkodzie, tj. powyżej 200.000 złotych, groziła mu dotychczas kara do 5 lat. Natomiast przy szkodzie wielkiej wartości tj. powyżej miliona złotych do października skazanemu za takie przestępstwo groziło 10 lat - kontynuował.
Później mówił m.in. o tym, że w przypadku przestępstw gospodarczych o wielkiej wartości (powyżej 10 mln), kara pozbawienia może wynieść od 5 do 25 lat.
Ekspert o możliwych konsekwencjach
Dudziński w rozmowie z Radiem ZET zauważał również, że w kontekście sprawozdania za trzeci kwartał 2023 roku wszyscy zastanawiają się "jak to możliwe, że Orlen osiągnął jakikolwiek zysk, skoro ceny zakupu ropy naftowej na światowych giełdach, a przecież kupować musimy, bo swojej nie mamy, były wyższe, niż późniejsze ceny sprzedaży?".
Czytaj także: Matthew Perry przed śmiercią diametralnie się zmienił. Spowodowała to jedna substancja
Mnóstwo kontrowersji wzbudzały ceny paliw bezpośrednio przed wyborami parlamentarnymi. Pojawiały się liczne spekulacje, że Orlen korzysta ze strategicznych zapasów, które teoretycznie powinien przechowywać na wypadek wyjątkowych zdarzeń.
Oczywiście minister w szczególnych przypadkach może się zgodzić na tzw. uwolnienie rezerw, ale musi to mieć uzasadnienie w interesie państwa, a nie takiej czy innej, partii politycznej. Kampania wyborcza nie może być traktowana jako takie wyjątkowe zdarzenie a trudno uznać za przypadek, że właśnie w tym okresie doszło do upłynnienia zapasów i obniżenia cen na stacjach benzynowych - kontynuował ekspert.
Ktoś jednak na uwolnienie zapasów musiał wydać zgodę... - Wydaje mi się, że za zapasy obowiązkowe gazu i paliw płynnych odpowiada Ministerstwo Aktywów Państwowych, więc rzeczywiście decyzje być może podjął minister i wicepremier Jacek Sasin. I teraz, żeby była jasność, jeżeli komuś zostanie udowodnione pomocnictwo, to kara jest ta sama, co główne przestępstwo, czyli w tym przypadku nawet do 25 lat pozbawienia wolności - podkreślił Dudziński.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.