W jednym z praskich sklepów sieci Lidl pojawiły się jabłka Pink Lady. Ich cena to dokładnie 79,90 koron za kilogram, co w przeliczeniu na złotówki daje około 13,60 zł.
Pewna seniorka była totalnie zaskoczona wysoką ceną. Uznała, że warto zapytać obsługę, dlaczego te jabłka są tak drogie.
Czy mogłabym się dowiedzieć, co takiego jest w tych jabłkach, że tyle kosztują? Chodzi o fakt, że są importowane z Republiki Południowej Afryki? - dociekała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przedstawicielka Lidla nie była w stanie udzielić odpowiedzi. Wysoka cena zainteresowała również reportera serwisu prahain.cz.
Spostrzegł on, że nie tylko jabłka z Republiki Południowej Afryki były tak drogie. W tej samej cenie oferowane były również te same owoce z Włoch, Chile czy Nowej Zelandii.
Kilku innych klientów również zauważyło zamieszanie wokół ceny i skinęło głowami, ale milczeli - podkreślił dziennikarz.
Nie chcą czeskich jabłek. "Taktyka sieci"
Właściciel małego sadu jabłkowego w środkowej części Czech ocenił, że blisko 80 koron za kilogram jabłek to "strasznie dużo".
Ale taka jest taktyka sieci, by ustalać taką cenę. Jednocześnie w sadach znajduje się mnóstwo czeskich jabłek po znacznie niższych cenach, jednak oni ich nie chcą - dodał.
Zaś rzeczniczka Izby Rolniczej Republiki Czeskiej Barbora Pankova podkreśliła w rozmowie z prahain.cz, że "Republika Czeska nie jest samowystarczalna w produkcji jabłek, dlatego importuje się je głównie z Polski, a następnie ze Słowacji, Węgier czy Włoch". Lidl jednak - jak widać na powyższym przykładzie - tych owoców szuka jeszcze dalej.