Sprawę opisała Gazeta Pomorska. Bydgoszczanka z narzeczonym planowali zorganizować wesele na 60 osób. - Wybraliśmy hotel pod Bydgoszczą. Impreza miała odbyć się w kwietniu 2020 roku. Pech chciał, że miesiąc wcześniej w Polsce pojawił się koronawirus. Wesel nie urządzano. Przesunęliśmy datę na czerwiec 2020. Uroczystość nie doszła do skutku, bo pandemia trwała. Planowaliśmy zaprosić wszystkich z listy gości. Czekaliśmy na odwołanie obostrzeń - mówi czytelniczka "Gazety Pomorskiej"
Para zdecydowała się przełożyć uroczystość na styczeń 2021 r. Znowu jednak ich plany pokrzyżowała pandemia. Ostatecznie narzeczeni całkowicie zrezygnowali z wesela.
Szefowej hotelu przekazaliśmy wcześniej 2 tys. złotych zadatku. Zgodnie z umową, w przypadku odwołania wesela, miała go oddać. Minęły ponad dwa lata. Wciąż tego nie zrobiła - tłumaczy Bydgoszczanka.
Kierowniczka lokalu przedstawiła zupełnie inną wersję wydarzeń. - Ci państwo siedem razy rezerwowali terminy wesela i je odwoływali. Po raz pierwszy zgłosili się w 2017 roku. Najpierw wybrali termin na długo przed nastaniem pandemii. We wszystkich innych przypadkach, jeśli wesele nie dochodzi do skutku z przyczyn niezależnych, oddajemy zadatek. Tutaj jednak to ewenement w skali kraju. Nie zwrócimy kwoty, ponieważ ponieśliśmy koszty związane z ciągłymi zmianami zdania przez parę - tłumaczy w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
30-letnia przyszła panna młoda skierowała sprawę do sądu. Sąd Rejonowy w Bydgoszczy wydał hotelowi nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym. Firma w ciągu dwóch tygodni miała zapłacić powodowi 2 tys. zł z odsetkami oraz ponad 800 zł tytułem zwrotu kosztów procesu.
Kierowniczka lokalu zapowiedziała, że odwoła się od decyzji sądu.