Z Adamem Byśkiem z portalu INNPoland skontaktował się czytelnik, który twierdził, że we Wiedniu powstały "podróbki Biedronki". W związku z tym dziennikarz postanowił to sprawdzić.
Na miejscu mężczyźnie udało się porozmawiać z jedną z ekspedientek. - Wpadliśmy na tę nazwę, aby przyciągnąć uwagę mieszkających tu i pracujących Polaków. Na początku była to normalnie "Biedronka", ale były problemy z prawem, więc wycięliśmy jedną literkę - przyznała.
Większość z nich [Polaków mieszkających w Austrii - przypis red.] szuka, chociażby mięsa z Polski, które oprócz nas jest po prostu nieosiągalne, a ceny bardzo niskiej jakości lokalnych produktów są średnio dwa, do nawet trzech razy większych niż w Polsce - dodała.
Czytaj więcej: Biedronka rozesłała SMS-y. Ludzie patrzą i przecierają oczy
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ceny w sklepie "Bedronka"
Reporter portalu INNPoland odwiedził sklep w poniedziałek około godziny 13:00. Jak zaznacza "już na wejściu widać, że ceny niemalże wszystkich produktów, dopasowane są do austriackiego portfela, a ruch wewnątrz jest naprawdę spory". Największa kolejka była przy ladzie z wędlinami i mięsem.
To jedyny asortyment, którego ceny są prawie identyczne jak w Polsce. Głównie dzięki temu mamy tylu klientów. U nas nikt jednak nie kupuje żadnych 100, czy 200 gram mięsa. Tu kupuje się jak w rzeźni, często po kilkanaście kilogramów kiełbas, szynek i garmażerii. Wszystko przez to, że nawet w dobrych sklepach branżowych nie sposób dostać produktów porównywalnej jakości, tym bardziej sprzedawanych na wagę - powiedziała ekspedientka.
Słowa kobiety potwierdzają klienci sklepu żyjący na emigracji od wielu lat. - Nigdzie nie sposób kupić taniej szynek niż tutaj. Owszem pozostałe produkty są tutaj droższe o około 50 procent niż w Polsce, ale przecież ludzie zarabiają tu w euro, a właściciel jakość swój asortyment musi przewieźć przez dwie granice - przyznała pani Karolina w rozmowie z dziennikarzem.
Spór prawny
Jak podkreśla Adam Bysiek, w polskich mediach nie ma wzmianek o konflikcie prawnym pomiędzy właścicielami grupy Jerónimo Martins Polska S.A., który jest właścicielem znaku i nazwy Biedronka, a podmiotem austriackim.
Jednak informacje o sporze jak i konsekwencjach można znaleźć we wiedeńskich gazetach i portalach informacyjnych. O sprawie jako pierwszy napisał austriacki "Wirtschaftsblatt".
Z relacji dziennikarza wynika, że sklep ten przyciąga uwagę klientów dzięki atrakcyjnym cenom produktów polskiego pochodzenia, ale też nieugiętość właściciela placówki co do kompromisu w sprawie nazwy, która według Polsko-Austriackiej Inicjatywy Współpracy Gospodarczej narusza polskie przepisy prawa.
Czytaj też: Aldi szaleje. Cena pączków zwala z nóg
Sklep ten nie należy do grupy Jerónimo Martins Polska S.A. Najprawdopodobniej zostało tutaj naruszone prawo do znaku towarowego marki Biedronka. Sprawą zajęli się już prawnicy - powiedziała Barbara Kamińska-Szuba w rozmowie z redakcją elipsa.at., cytowana przez INNPoland.
Według rozmówców dziennikarza, fakt, że sklep nosi nazwę "Bedronka" może mylić klientów, którzy mogą pomyśleć, że jest to ta sama sieć, która jest popularna w Polsce. Niemniej jednak, jeśli sklep nie ma żadnego związku z właściwym właścicielem marki, może to skutkować konsekwencjami prawnymi oraz negatywnym wpływem na reputację prawdziwej marki "Biedronka".
Czytaj również: Lidl wycofuje pączki ze sprzedaży. "Wprowadzono nas w błąd"