Latem w kurortach nadmorskich za przysłowiową "rybkę" trzeba było słono zapłacić. Teraz z kolei zaczyna się sezon saneczkarsko-narciarski.
I w topowych górskich miejscowościach już jest drogo. Turyści wybierający się zatem do Zakopanego, Białki Tatrzańskiej, Szczyrku czy Wisły muszą się liczyć z naprawdę wysokimi kosztami.
Czytaj też: Doda przyznała to wprost. Chodzi o kolejny ślub
Pioruński rachunek
Przykładem jest czytelniczka portalu "edziecko.pl". Kobieta zabrała dziecko w góry w okresie świąt Bożego Narodzenia.
Staram się zabierać córkę latem na tydzień nad morze, a zimą w góry. Nie wydaje mi się to jakąś szczególną fanaberią, tym bardziej że nigdy nie jeździmy za granicę. Oboje pracujemy z mężem i zarabiamy więcej niż średnia krajowa, jednak te ceny zaczynają wykraczać poza nasze możliwości finansowe - napisała portalowi kobieta.
Czytaj też: Niepokojące! To pojawiło się na Facebooku Wałęsy
Za dnia dziewczynka uczyła się jeździć na nartach. Później za to chodziła z mamą do restauracji na stoku.
Wiem, że w restauracjach i barach na stokach ceny są wyższe niż w innych lokalach, ale niemal 40 zł za obiad dla dziecka, to chyba lekka przesada. Czy nie mam racji? Tym bardziej że kotlet był niewielki, frytek mało, a na surówkę składał się posiekany kiszony ogórek z odrobiną cebuli. Następnym razem będę robić kanapki - grzmiała oburzona kobieta.
Niestety, jest to efekt pandemii i krótkiego sezonu w Polsce. Turyści, jadący w góry muszą zatem się liczyć z wysokimi kosztami, nie tylko pobytu, ale również wszelkich innych "atrakcji".