Vickie McHugh ma 34 lata. Mieszka w Birmingham. W lipcu 2016 roku urodziła córkę. Olivia przyszła na świat jako wcześniak. Młoda mama miała problem z karmieniem piersią. Dziewczynka nie tolerowała jej pokarmu. Kilka tygodni po porodzie kobieta wyczuła w piersi guzek. Była przerażona, obawiała się najgorszego. Natychmiast udała się do lekarza pierwszego kontaktu. Dostała skierowanie do szpitala na badania.
- To było jedno z tych spotkań, których wszyscy się boją – mówi Vickie w rozmowie z "Daily Mail". – Jednak po badaniu USG, lekarz stwierdził, że to tylko torbiel, która powstała w wyniku zatkania kanału mlekowego. Wypisali mnie do domu – dodaje.
Guzek wciąż się powiększał. - W styczniu 2017 r. wróciłam do lekarza rodzinnego, który odesłał mnie do szpitala. Ponownie mnie przebadano. Okazało się, że guzek urósł. Odessano z niego płyn i oddano do laboratorium. Wyniki były w normie – relacjonuje Vickie. W ciągu kilku kolejnych miesięcy regularnie odciągano płyn z guza. Kobieta była zmęczona i zdezorientowana. Po każdym zabiegu zmiana wracała. Młoda matka wręcz błagała lekarza o pomoc.
- W szpitalu trafiłam na innego specjalistę - opowiada. – Odessał płyn z guza i powiedział, że jak odrośnie, to usunie go chirurgicznie. Torbiel odrosła w ciągu jednego dnia. Miałam wrażenie, że zajęła całą moją pierś. Bolało. Lekarz zrobił USG i podjął decyzję o operacji. Pobrał materiał do biopsji i umówił wizytę na kolejny dzień.
Vickie i jej mąż Adam spodziewali się, że lekarz ustali po prostu datę operacji. Kobieta poszła sama na wizytę. Był sierpień 2017 roku, kilka dni wcześniej Olivia skończyła roczek. Młoda mama usłyszała druzgoczącą diagnozę – nowotwór piersi i pozytywny wynik testu na obecność genu BRCA2. Zalecenia? Podwójna mastektomia.
Vickie przeszła operację usunięcia obu piersi we wrześniu. Rekonstrukcja była niemożliwa. – Guz w prawej piersi był bardzo duży. Miał 7 cm średnicy. Moja skóra była naciągnięta do granic możliwości i cienka jak papier. Przez rok nie mogę poddać się rekonstrukcji. To mi jednak nie przeszkadza. Chce być po prostu zdrowa dla swojej córeczki - mówi.
Kobieta przeszła właśnie piątą chemioterapię. Stara się jak najwięcej czasu spędzać z Olivią. – Kiedy mam gorsze dni albo chemię, nie mogę się z nią bawić. Zapisujemy daty zabaw w specjalnym dzienniczku. Tak naprawdę wszystko kręci się teraz wokół mojej chemii. Wtedy jestem słaba i źle się czuję. Chemioterapia to jeden z najgorszych aspektów choroby. Bardzo przeżyłam utratę włosów. Właśnie skończyłam piąty cykl. Było wiele wzlotów i upadków. Musiałam zmierzyć się z ciężkimi efektami ubocznymi – przyznaje Vickie.
W przyszłym roku zamierza usunąć jajniki i jajowody. Miała nadzieję, że będzie miała więcej dzieci, ale desperacko chce żyć. - Chcę iść dalej i cieszyć się z czasu, jaki mam z Olivią. To nasz największy cud. Nie mogłam się doczekać, kiedy zostanę mamą. Nigdy nie myślałam, że pierwsze lata życia Olivii będą takie - to nie było częścią bajki. Jednak moja rodzina i Adam są naprawdę niesamowici. Nie poradziłabym sobie bez nich – podsumowuje.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.