Sprawę opisała "Gazeta Pomorska". Nikt nie lubi czekać za długo w kolejce do kasy. Jednak pomysłowość niektórych klientów budzi po prostu zażenowane, prawda?
Niedawno w jednym z dyskontów na moim osiedlu byłem świadkiem takiej sytuacji. Przed jedyną kasą obsługiwaną przez pracownika, ustawiła się długa kolejka. Podeszła kobieta z pełnym koszykiem, rozejrzała się, postawiła go za ostatnim klientem i poszła dalej robić zakupy - relacjonuje pan Stefan z Bydgoszczy w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
- Nowy klient odstawił koszyk na bok, bo przecież nie powinien stać w kolejce zamiast człowieka i zajął to miejsce. Po chwili wróciła pani, mając w ręku tyle zakupów, że ledwo udało się jej je utrzymać i się zaczęło - dodaje zaskoczony pan Stefan.
Czytaj także: Giertych śmieje się z Macierewicza. Poszło o Kamińskiego
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta zrobiła awanturę i na siłę chciała stanąć w kolejce tam, gdzie zostawiła koszyk. Ludzie jednak nie pozwolili jej na to. Byli oburzeni zachowaniem klientki.
Ktoś krzyknął, że do kasy to się przychodzi osobiście, jak się już zrobi zakupy, a nie, żeby zająć kolejkę w tak bezczelny sposób. Zwyczajnie, wepchała się. Młoda dziewczyna nazwała ją "Grażyną". Starszy pan powiedział, że rozumie, gdyby zapomniała jednej rzeczy i się wróciła, zdarza się, ale nie aż tyle, to jest - jak wykrzyczał - "zwykłe buractwo". Bo inni muszą stać, a ona nie. Kobieta się wściekła, inni klienci też nie mogli powstrzymać nerwów. Dla mnie to są chore sytuacje, że ludzie tak kombinują! - komentuje rozmówca "Gazety Pomorskiej".
Czytaj także: Nagranie z Zakopanego. Ludzie łapią się za głowy
Z kolei pani Maria z Torunia wspomina sytuację, gdy stała w kolejce przed ladą z mięsem w dużym markecie, gdy jedna z klientek zostawiła koszyk w kolejce i poszła po zakupy na inny dział.
Wróciła i jakby nic stanęła tam gdzie zostawiła koszyk. Pan, który stał za tym koszykiem zwrócił jej uwagę, że nikt nie pilnował kolejki, bo przecież koszyk nie mógł powiedzieć, że ona tutaj stoi i on nie wie czy tak było czy nie. Kobieta odwróciła się na pięcie, zrobiła minę, że lepiej nie mówić, i sobie poszła obrażona na cały świat - opowiada.
Zdaniem niektórych klientów takie sytuacje wynikają z braku wystarczającej liczby personelu w sklepach. - Gdyby sklep wystawił więcej pracowników, to by ludzie nie robili takich numerów, a nie jedna pani obsługuje w piątek klientów, gdy ci kupują więcej na weekend. Tak samo w sytuacji, gdy jedna kasa jest czynna. To wina sklepów! - mówi jeden z rozmówców "Gazety Pomorskiej".