Oto #HIT2023. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Hot dogi, jak większość dań fast food, przyszły do nas z Zachodu już w latach 80. i szybko podbiły podniebienia Polaków. Choć przez długi czas z kulinarnego podium wypierały je kebaby, burgery i niepokonana od dekad pizza, ostatnio hot dogi przeżywają w naszym kraju drugą młodość.
Czytaj także: O takim napiwku może pomarzyć niejeden z nas. Kelnerka zaniemówiła, gdy zobaczyła ile dostała
W większych polskich miastach jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać nowoczesne lokale spod znaku popularnego "street foodu", oferujące autorskie hot dogi w różnych wariantach. Jałowa parówka i napompowana bułka odeszły już do lamusa, ich miejsce zajęły domowe kiełbasy i świeżo wypiekane pieczywo.
Tego typu miejscem jest Polska Kiełbasa - oryginalny projekt gastronomiczny, stworzony przez finalistę piątej edycji programu MasterChef - Szymona Czerwińskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Już drugi rok z rzędu w centrum Sopotu działa punkt, w którym kucharz oferuje hot dogi oparte na "najwyższej jakości mięsie ze starannie dobranymi dodatkami".
Najdroższy hot dog w Polsce. Sprawdziliśmy, czy warto
W sezonie do menu sopockiej knajpki z hot dogami doszła nowa, interesująca pozycja - hot dog "Złota Kiełbasa". Nazwa nie wzięła się znikąd, bowiem w liście składników dania znalazło się jadalne, 23-karatowe złoto.
Oprócz tego, potrawę ma "uświetniać" zasmażona kiszona kapusta, chips z boczku, majonez truflowy, orzeszki ziemne, prażona cebulka, szczypior i kolendra.
Brzmi smakowicie, jednak nie jest to pozycja dla przeciętnego Kowalskiego. Za takie "luksusowe" danie trzeba zapłacić aż 99,99 zł.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy warto wydać tyle pieniędzy za "bułkę z kiełbasą". Pracownicy sopockiego punktu wydawali się zaskoczeni, gdy poprosiliśmy o najdroższą pozycję z karty.
Nie byli nawet pewni, czy posiadają na stanie kluczowy składnik, którym jest oczywiście złoto. Przez chwilę obawialiśmy się, że odejdziemy z pustymi brzuchami.
Na szczęście drogocenna, jadalna błyskotka się znalazła, zabrakło za to innego, charakterystycznego dla "Złotej kiełbasy" elementu - obiecanej w menu czarnej bułki, która miała nadawać potrawie wyjątkowego charakteru.
Nastawieni na ucztę przystaliśmy na podmienienie jej na bułkę farbowaną na czerwono i ze zniecierpliwieniem zasiedliśmy przy stoliku z widokiem na sopocki deptak. Po kilkunastu minutach otrzymaliśmy wyczekiwane zamówienie.
Zgodnie ze starym (i prawdziwym) powiedzeniem, je się nie tylko ustami, ale również oczami, na początek opiszemy więc nasze doznania wizualne. Nie owijając w bawełnę - otrzymany przez nas hot dog nie zrobił na nas szczególnego wrażenia estetycznego.
Ot, standardowej wielkości kiełbasa w bladoczerwonej (a właściwie różowej) bułce, na wierzchu nieco trudnych do sprecyzowania dodatków, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jeśli chodzi o złoto - trudno było je dostrzec.
Płatkami owinięto jedynie wystające z bułki końcówki kiełbasy. Na środkową część kiełbasy - tę, której nie widać - złota najwyraźniej nie wystarczyło.
Przejdźmy zatem do walorów smakowych. Mięso rzeczywiście - tak jak zapewnia Czerwiński - przypominało typową, tradycyjną, polską kiełbasę.
Taką, którą Polacy uwielbiają kłaść na grillu albo piec w płomieniach ogniska. Produkt finalisty MasterChefa nie był od niej gorszy, ani nie był lepszy - był po prostu zwyczajny.
Podobne odczucia wzbudziła w nas bułka. Była przeciętna - dosyć miękka, ale raczej niewypiekana tego samego dnia.
Na niekorzyść dania działał za to przesyt dodatków. Kapusta była smaczna, lecz chips z boczku z chipsem nie miał nic wspólnego - to po prostu zwykły, miękki kawałek tłustej wieprzowiny.
Orzeszki, którymi posypano wierzch hot doga, naszym zdaniem były niepotrzebne, a truflowego posmaku, który miał znaleźć się w majonezie, w ogóle nie wyczuliśmy. Tak samo jak złota, które naturalnie smaku nie ma, a działa jedynie na zmysł wzroku.
Jakie są zatem nasze ostateczne wnioski? Czy na "Złotą kiełbasę" warto było wydać 100 zł? Otóż nie. Ten hot dog nie był zły i można nim zaspokoić tzw. mały głód, jednak za tę cenę można zjeść kilka dań lub wyżywić całą rodzinę.
Danie polecamy wyłącznie influencerom, którzy chcą zabłysnąć w mediach społecznościowych. Ludzie żyjący za średnią krajową lepiej niech trzymają się od takich kulinarnych wynalazków z daleka.
Sonia Stępień, dziennikarka o2