Czasami zwykła na pierwszy rzut oka moneta w naszym portfelu może kosztować dużo więcej niż wynosi jej nominał. Jak się okazuje, numizmatycy polują na rzadkie dwu- i pięciozłotówki, które mają jakiekolwiek usterki. Najczęściej pojawiają się dlatego, że w procesie jej produkcji monety zdarza się jakiś błąd.
Jak mówią eksperci, takie wadliwe monety są nazywane destruktami. Okazuje się, że im usterka rzadsza, a wybitych z nią monet mniej, tym więcej za wadliwy pieniążek zapłaci kolekcjoner. Jak podaje "Gazeta Krakowska", kolekcjonerzy podzielili takie błędy na kilka grup.
Kolekcjonerów interesują destrukty
Do pierwszej zaliczane są te, które powstały w wyniku wady stempla. Spod wadliwego stempla wychodzą monety z pęknięciami, odpryskami i zagnieceniami. Destrukty powstają też przez usterkę samego krążka, z którego powstała moneta. Wybite z takiego krążka monety mogą mieć nietypową średnicę czy rant.
Zdarza się też, że pieniądz powstał z krążka czy rodzaju metalu przeznaczonego dla innego nominału. Ale są też monety, w przypadku których wady powstały już w samym procesie bicia. Ich efekt to na przykład hybrydy, w których awers i rewers pochodzą z różnych nominałów.
Czytaj także: Macierewicz rozmawiał z rolnikami. Zrobiło się gorąco
5 zł sprzedana za 1,6 tys. złotych
Czasami zdarzają się też monety z przekręconymi symbolami. Na przykład orzeł może być ustawiony do góry nogami w stosunku do tzw. reszki. Monety mogę też mieć przesunięty relief.
Jak informuje portal mennica.com.pl, współczesną 5-złotówkę z nietypowym błędem menniczym — żółty środek monety rozlał się na prawie całej powierzchni numizmatu — sprzedano za 1603 zł. W internecie można znaleźć też inne propozycje dla kolekcjonerów.
Przestrzegają przed "własnoręcznym wytwarzaniem"
Na przykład 5-złotówka z 2018 roku z napisem 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości z krzywym środkowym krążkiem oferowana jest za prawie 500, a 1 grosz z orłem do góry nogami — za 90 zł. Coraz częściej zbieracze interesują się też aluminiowym bilonem z czasu PRL.
Kolekcjonerzy ostrzegają jednak, że cenne dla nich są tylko destrukty. Oznacza to, że uszkodzenia powstają jeszcze na etapie produkcji, a nie później, wskutek zużycia. Przestrzegają też przed "własnoręcznym wytwarzaniem destruktów". Warto też zwrócić uwagę, że kolekcjonerów interesują monety w możliwie najlepszym stanie. Prawdziwym rarytasem są takie, które w ogóle nie były wykorzystywane.