Aż 10 tys. 101 aktów zgonu wystawiły polskie urzędy stanu cywilnego w ubiegłym tygodniu (od 12 do 18 października). W ciągu ostatniej dekady w tym okresie roku nigdy nie zarejestrowano tak wielu zgonów.
"Ciche ofiary" koronawirusa
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w tym czasie z powodu koronawirusa i chorób współistniejących umarło 575 osób.
Dokładnie w 42. tygodniu roku zwykle wystawiane było 7,5 tys. aktów zgonu (to średnia z ostatniej dekady). Dziura wynosi niemal 2 tys. osób. To ukryte ofiary wirusa.
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że to nie tylko COVID-19 odpowiada za zgony, dlatego tak ważna jest stabilna praca służby zdrowia. Bez rzeczowej analizy trudno jednak odnieść się do samych danych - powiedział w rozmowie z money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik resortu zdrowia.
Porównując rok do roku, warto jednak zwrócić uwagę na ogólną tendencję wzrostu liczby zgonów. W 2011 roku umarło 380 tys. osób. W 2019 było to 410 tys. To oznacza, że wraz z upływem czasu kolejne lata będą miały siłą rzeczy wyższe wyniki tygodniowe.
Na poziom umieralności wpływ mają dziesiątki, jak nie setki czynników. Wystarczy nagła zmiana pogody lub przejście frontu atmosferycznego, by niestety statystyki pięły się w górę - mówi money.pl prof. Piotr Szukalski, ekspert demografii z Uniwersytetu Łódzkiego.
Ekspert zwraca również uwagę, że epidemia wywołała wiele problemów w służbie zdrowia, które "odbiły się" na Polakach.
Widzimy najprawdopodobniej też pośrednie konsekwencje epidemii, czyli długie miesiące bez wizyt lekarskich, utrudniony dostęp do służby zdrowia i problemy z diagnozowaniem różnego rodzaju problemów zdrowotnych - mówił prof. Szukalski
Jeżeli ludzie nie chodzą do lekarza, bo się boją lub nie mogą do niego się dostać, to oczywiście wykrywamy masę chorób o wiele później. Czasami po prostu za późno - dodał ekspert.
Zobacz także: Koronawirus. Prof. Andrzej Fal: nie ma ucieczki od lockdownu
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.