Sprzedawcy często wprowadzają klientów w błąd. Wciskają im "przedłużenie gwarancji", mówiąc, że to dodatkowe zabezpieczenie, które pozwoli odzyskać pieniądze np. po uszkodzeniu czy kradzieży. Tak naprawdę proponują nieświadomym klientom ubezpieczenie, które zawiera długą listę wyjątków i obostrzeń.
Umowy są tak skonstruowane, by pieniędzy nie trzeba było wypłacić. Zgłoszenia uszkodzeń są bardzo często rozpatrywane na niekorzyść klienta. Nawet kiedy dziecko włoży laptopa do wanny, pieniędzy nie uda się odzyskać, bo np. w umowie napisano, że baterię komputera należało przechowywać z dala od dzieci.
Klienci coraz częściej skarżą się na ubezpieczycieli. Z roku na rok do Biura Rzecznika Finansowego wpływa coraz więcej skarg na firmy, które nie chcą zapłacić za zniszczone urządzenia. Najwięcej z nich dotyczy firm Ergo Hestia i Warta, czyli tych, które są najczęściej wybierane przez klientów. Mniej skarg dotyczy Towarzystwa Ubezpieczeniowego Europa, PZU i firmy Allianz.
Sieci handlowe przekonują, że ubezpieczenia chronią od każdej szkody. Tak jednak nie jest. Ale umowy tego typu to dla sklepów dodatkowe źródło dochodu, bo aż 70 proc. kosztu ubezpieczenia trafia z powrotem do nich w postaci prowizji.
Wiele osób się na to decyduje, nie bardzo wiedząc, co tak naprawdę kupuje. Ta sprzedaż jest agresywna, coraz więcej osób jest naciąganych na takie ubezpieczenie. A teraz, w przedświątecznym chaosie, sprzedawcy jeszcze chętniej będą wciskać takie ubezpieczenia - skomentowała dla "Wyborczej" Aleksandra Wiktorow, ekspert z Biura Rzecznika Finansowego.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.