Nie jest tajemnicą, że w ostatnim czasie ceny, zamiast maleć, systematycznie rosną. Wiąże się to z końcem wielu tarcz inflacyjnych, które wprowadzone zostały, by złagodzić skutki finansowe pandemii i wojny. Z tego też powodu, jeszcze za rządów Prawa i Sprawiedliwości "zamrożono" m.in. ceny ciepła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To właśnie ta opłata w większości polskich domów i mieszkań stanowi główne obciążenie dla domowego budżetu. Nic więc dziwnego, że pomimo trudności i sporych komplikacji rząd Morawieckiego postanowił "zamrozić" ceny nośników energii. Również w nowej kadencji Sejmu, jedną z pierwszych decyzji Koalicji 15 października było przedłużenie tej ochrony.
Czytaj także: Masz konto w jednym z tych banków? Możesz mieć problem
"Zamrożone" rachunki i tak rosną
Jak się jednak okazuje, wciąż nie brak przypadków nagłych wzrostów cen ciepła. Jedną z nich nagłośniła Gazeta Wyborcza, do której zgłosił się Antonii z Warszawy. Jak opowiedział dziennikarzom emeryt, w kwietniu otrzymał on informację, że za swoje 45-metrowe mieszkanie ma niedopłatę na sumę 1200 złotych.
Jestem zaskoczony, bo ceny ciepła miały być zamrożone - pisze w liście do gazety pan Antonii.
Emeryt precyzuje, że nie ma podzielników ciepła, a jego wspólnota nie dokonywała żadnych zmian w zasadach rozliczeń. Z tego też powodu, stwierdzenie, z czego jest ta niedopłata, graniczy z cudem. Nie zmienia to jednak faktu, że może ona wynikać z pewnej luki, którą to "zamrożenie" cen oferuje.
Nie mrozi ono ich całkowicie, ponieważ dopuszcza podwyżki do maksymalnie 40%. Celem jest wyhamowanie wzrostu cen, a nie ich zatrzymanie. Jak wskazuje jednak Urząd Regulacji Energetyki, w przypadku Antoniego, ceny jak w całej Warszawie powinny spaść. By jednak ustalić, co jest powodem nadpłaty, należy dowiedzieć się, do której grupy odbiorców w taryfie jest on zakwalifikowany.
Należałoby zwrócić się o wyjaśnienie do zarządu wspólnoty mieszkaniowej, jakie są powody zwiększenia zaliczek za dostawę ciepła, oraz do której grupy taryfowej została zakwalifikowana wspólnota - powiedział dziennikarzom Gazety Wyborczej Urząd Regulacji Energetyki.
Pan Antonii podobnie jak wielu Polaków nie jest odbiorcą dostawców energii. Są nimi spółdzielnie czy wspólnoty, przez co pojedynczy mieszkaniec nie jest w stanie dowiedzieć się czegokolwiek bezpośrednio od dostawcy.
Czytaj także: Zamówiła książkę na Vinted. Szok co przyszło w paczce
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.