Pan Andrzej skuszony doniesieniami o wysypie grzybów w polskich lasach postanowił sprawdzić, jak sytuacja wygląda w jego okolicy. Z grzybobrania wrócił bardzo usatysfakcjonowany - przyniósł ze sobą ponad 6 kg dorodnych okazów.
Po rozcięciu wszystkie na pierwszy rzut oka wyglądały na zdrowe, relacjonuje w rozmowie z o2.
Przykra niespodzianka po grzybobraniu
Po powrocie do domu mężczyzna zostawił kosz z grzybami na kuchennym blacie. Jak miało się wkrótce okazać, to nie był dobry pomysł. Gdy po około pół godziny grzybiarz wrócił, by zająć się swoim pokaźnym zbiorem, doznał szoku.
Wszędzie, dosłownie wszędzie były mikroskopijne robaki. Koszyk wręcz żył własnym życiem. Dla takiego laika jak ja było to wręcz przerażające. Pełzające i skaczące robaki rozpełzły się z kosza po całej kuchni - powiedział o2 pan Andrzej i pokazał nam poniższe nagranie.
Owady błyskawicznie zaczęły rozchodzić się po kuchni, część z nich zaatakowała nawet leżący w pobliżu kosz z owocami. Pan Andrzej desperacko próbował ratować grzyby, rozcinając i wrzucając do wody. Choć w środku wydawały się zdrowe, w wodzie zaczynały wychodzić z nich maleńkie robaki.
A gdy zobaczyłem, jak ratują się przed utopieniem, łącząc się w grupy, oniemiałem. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Nie widział też mój ojciec, który na grzyby chodzi od ponad 50 lat - opowiada nasz czytelnik.
Z ponad 6 kg grzybów panu Andrzejowi udało się uratować zaledwie pół kilograma. Kolejną godzinę mężczyzna wraz z żoną musieli poświęcić na sprzątanie pozostałości po dziwnych żyjątkach. Po owocnym grzybobraniu ostatecznie pozostał mu głównie niesmak.
Jak udało nam się dowiedzieć z for dla grzybiarzy, uciążliwe owady to najprawdopodobniej skoczogonki. To prawdziwi smakosze grzybów, którzy pojawiają się często po nagłym deszczu. Przez grzybiarzy nazywane są "leśnymi pchełkami". Żywią się najczęściej kapeluszami, potrafią jednak także "wgryźć" się w cały owocnik, niszcząc całkowicie jego wartość odżywczą.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.