Franz von Werra urodził się w roku 1914 w miejscowości Lenk w Szwajcarii. Jako zagorzały nazista w 1936 roku wstąpił do Luftwaffe. Został pilotem myśliwskim. W początkowym okresie drugiej wojny światowej walczył w szeregach Jagdgeschwader 3, pilotując znakomite myśliwce Messerschmitt Bf 109.
Pierwsze powietrzne zwycięstwo podporucznik Franz von Werra odniósł podczas kampanii we Francji, zestrzeliwując 21 maja 1940 roku brytyjskiego Hurricane’a. W czasie bitwy o Anglię podniósł liczbę zwycięstw do ośmiu. Swój największy sukces odniósł 28 sierpnia, kiedy to zgłosił zestrzelenie aż czterech brytyjskich myśliwców.
Von Werra, oprócz tego, że był niezłym pilotem, lubił robić z siebie ekscentryka. Niewysoki, ale za to dobrze zbudowany i ładnie opalony blondyn, dość często gościł na pierwszych stronach niemieckich gazet, pozując do zdjęć z oswojonym lwiątkiem o imieniu Simba. Wśród kolegów znany był również z opowieści o licznych podbojach miłosnych.
Pierwszy as w brytyjskiej niewoli
5 września 1940 roku Messerschmitt porucznika von Werry został nad Anglią celnie ostrzelany przez Spitfire’a z 234. Dywizjonu RAF. Ciężko uszkodzony myśliwiec musiał lądować w przygodnym terenie. W efekcie von Werra jako pierwszy niemiecki Experten, czyli as myśliwski, trafił do niewoli.
Brytyjczycy, gdy zorientowali się z kim mają do czynienia, niezwłocznie wywieźli von Werrę do Londynu. Tam przez trzy tygodnie był maglowany przez oficerów brytyjskiego wywiadu, próbujących wydobyć od niego sekrety Luftwaffe.
Mimo że kompletnie nieprzygotowany na podobną okoliczność, von Werra był bardzo bystrym człowiekiem. W krzyżowym ogniu podchwytliwych pytań brytyjskich śledczych, nie ujawnił żadnej tajemnicy. Co więcej, sam poczynił mnóstwo przydatnych później spostrzeżeń na temat pracy wrogiego wywiadu. W tym też czasie niemieckiego pilota owładnęła zrozumiała obsesja – pragnął za wszelką cenę uciec z niewoli.
Skok przez mur
Na początku października 1940 roku Franz von Werra został umieszczony w obozie jenieckim nr 1, zorganizowanym w starym zamczysku Grizedalle Hall, w północno-zachodniej Anglii.
Pierwszą, dość nieprzemyślaną i desperacką, próbę ucieczki niemiecki as podjął już tydzień po przybyciu do obozu. Po prostu przeskoczył przez mur okalający rezydencję i pobiegł przed siebie: bez najmniejszych zapasów żywności, w jenieckim stroju.
Nie miał najmniejszych szans na sukces. Został złapany już po kilku dniach. Za karę dostał trzy tygodnie karceru.
Podkop pod ogrodzeniem
Następnie von Werra został przeniesiony do obozu jenieckiego znajdującego się w miejscowości Swanwick w hrabstwie Derbyshire.
Niezrażony pierwszym niepowodzeniem, wraz z czterema innymi lotnikami Luftwaffe rozpoczął kopanie pod ogrodzeniem podziemnego tunelu o długości około 30 metrów. Jego wejście znajdowało się w baraku sypialnym jeńców. Tym razem plan ucieczki obmyślony był bardziej drobiazgowo. Von Werra wymyślił, że po wydostaniu się z obozu znajdzie jakieś angielskie lotnisko, skąd porwie samolot i ucieknie nim do Rzeszy. Na tą okoliczność niemiecka tajna organizacja obozowa zaopatrzyła go w kombinezon lotniczy, wysokie futrzane buty i szkocką, kraciastą chustę pod szyję. Z ich pomocą uciekinier miał przeistoczyć się w kapitana van Lotta, lotnika holenderskich sił powietrznych, który po awaryjnym lądowaniu poszukiwał najbliższej bazy sojuszniczego RAF-u.
Wieczorem 20 grudnia 1940 roku nadarzyła się sposobność do ucieczki. Pod osłoną zagłuszającego wszystkie dźwięki, właśnie trwającego niemieckiego nalotu i ryku chóru obozowego, wyśpiewującego kolędy, von Werra i czterej jego kompanii przecisnęli się przez długi, wąski tunel i zbiegli.
Gra w Holendra
Spośród pięciu uciekinierów czterech nie znało języka angielskiego. W efekcie szybko ich złapano. Został tylko von Werra. On poczynał sobie dość bezczelnie.
W tak przekonujący sposób zabajerował żandarmów napotkanych na pobliskiej stacji kolejowej, że ci pozwolili mu zatelefonować do najbliższej bazy RAF w Hucknall. Wydawało się, że i zastępca komendanta tejże bazy dał się nabrać na bajeczkę von Werry, bowiem przysłał po niego samochód!
Jednak podpułkownik Boniface miał się na baczności i postanowił sprawdzić „holenderskiego lotnika”, podejrzanie świetnie władającego językiem angielskim.
W międzyczasie, gdy telefonista z bazy próbował połączyć się z formacją, do której miał rzekomo należeć przybysz, ten poprosił o możliwość skorzystania z toalety. Stamtąd von Werra niepostrzeżenie przedostał się do hangaru, w którym dostrzegł parkującego Hurricane’a i błyskawicznie wskoczył do jego kabiny. Wydawało się, że już nic go nie powstrzyma!
I tak by było, gdyby nie fakt, że niemiecki pilot… nie zdołał uruchomić jednostki napędowej samolotu. Na nic zdało się gorączkowe manipulowanie przełącznikami w kokpicie Hurricane’a.
W tym czasie w bazie podniesiono już alarm i niefortunny uciekinier został zmuszony do opuszczenia kabiny myśliwca pod lufą służbowego rewolweru przezornego podpułkownika Boniface’a.
A może bunt na okręcie?
Po tym wydarzeniu von Werra otrzymał dość łagodną karę: dwa tygodnie odosobnienia w pojedynczej celi. Pokłosiem jego ucieczki było przede wszystkim zaostrzenie procedur we wszystkich obozach jenieckich na terenie Wielkiej Brytanii.
Powstał również plan przeniesienia niemieckich jeńców w miejsce skąd, wydawałoby się, nie sposób było uciec. Porucznik Franz von Werra i tysiąc jego towarzyszy miało zostać w najbliższym czasie przetransportowanych aż do Ameryki Północnej.
10 stycznia 1941 roku niemieckich jeńców zaokrętowano na pokład brytyjskiego transatlantyku. Portem docelowym statku był kanadyjski Halifax.
Podczas rejsu niezmordowany von Werra usiłował przekonać innych jeńców do podjęcia próby opanowania statku i ucieczki nim do któregoś z okupowanych, francuskich portów. Towarzysze stanowczo wybili mu ten pomysł z głowy. I słusznie. Nawet gdyby udało się im porwać jednostkę, wokół płynęła silna eskorta okrętów wojennych, których załogi z pewnością podjęłyby stanowczą reakcję.
Nowe fiasko rzecz jasna nie zniechęciło von Werry. Zaraz zaczął rozmyślać o ucieczce z Kanady. Jego kolegom wydało się to niedorzeczne. Jak wydostać się z tak wielkiego kraju, pokrytego śniegiem i pełnego dzikich, niedostępnych miejsc? A tym bardziej – jak potem wrócić przez ocean do ojczyzny?
Pociąg, ciężarówka, barka…
Konwój z niemieckimi jeńcami zawinął do Halifaxu 21 stycznia. Niemców zaopatrzono tam w ciepłe płaszcze i umieszczono w pociągu, który pognał gdzieś w głąb kraju. Wtedy porucznik Franz von Werra, korzystając z dogodnej okazji… wyskoczył przez okno z wagonu.
Następnie, podając się za włóczęgę i korzystając z uprzejmości przygodnie spotkanych, nieco jednak naiwnych kierowców ciężarówek, dotarł w pobliże granicy z USA. Tam ukradł barkę i Rzeką Świętego Wawrzyńca przedostał się na terytorium neutralnych wówczas Stanów Zjednoczonych.
Powiadomienie niemieckiego konsulatu w Nowym Jorku było już tylko formalnością. Pojawienie się niemieckiego zbiega wywołało tam prawdziwą sensację i von Werra szybko znalazł się na czołówkach amerykańskiej i angielskiej prasy.
Jeszcze jedna Ameryka
Upokorzeni i wściekli Kanadyjczycy domagali się ekstradycji uciekiniera. Władze amerykańskie wahały się przez kilka tygodni. Wobec niepewności sytuacji niemieckie służby konsularne uznały, że lepiej będzie, jeśli von Werra dyskretnie, a przede wszystkim rychło opuści Stany Zjednoczone.
Z pomocą personelu placówki lotnik przedostał się do Meksyku, następnie do Panamy, Peru, Boliwii i Brazylii, skąd włoskim samolotem doleciał do Rzymu.
Krzyż od Hitlera
18 kwietnia 1941 roku porucznik Franz von Werra wylądował w Berlinie. Przybył tam jako bohater, człowiek, któremu udał się wyczyn, który uchodził za niewykonalny. W Kancelarii Rzeszy pilota przyjął sam Adolf Hitler i uroczyście odznaczył go Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego. Obiecał mu także obdarowanie po zwycięskiej wojnie majątkiem w okupowanej Polsce.
Potem von Werra brylował na rautach, balach i imprezach wydawanych na jego cześć. Jego spostrzeżenia z pobytu w niewoli oraz podróży przez Atlantyk, skrupulatnie spisane przez niemiecki wywiad, posłużyły do opracowania podręcznika dla pilotów Luftwaffe.
Także Kriegsmarine wdrożyła, wykorzystując jego wskazówki, nową taktykę atakowania alianckich konwojów.
Nie takiego końca się spodziewał
Na początku lipca Franz von Werra został dowódcą I. Gruppe ze składu Jagdgeschwader 53 „Pik As”. Na czele tej jednostki, walcząc z Sowietami na froncie wschodnim, zestrzelił jeszcze 13 samolotów przeciwnika. Następnie jego formację przerzucono do Holandii. Oficer nie cieszył się jednak długo swoją sławą.
25 października 1941 roku, podczas lotu nad Morzem Północnym, pilotowany przez von Werrę Messerschmitt Bf 109F uległ awarii silnika i runął do wody. Pilot nie zdołał się uratować.
A może było zupełnie inaczej?
Na koniec warto dodać, że powtarzano jeszcze drugą, o wiele bardziej fantazyjną i nieprawdopodobną wersję historii ucieczki von Werry. Według niej porucznikowi pomógł attaché morski III Rzeszy w USA wiceadmirał Robert Witthoeft-Emden.
Wykupił dla niego bilet na statek do japońskiej Jokohamy, skąd poprzez Mandżurię, a następnie koleją transsyberyjską, von Werra dotarł do Moskwy, gdzie miał być podejmowany z honorami jako bohater sojuszniczej armii. Dopiero ze stolicy Związku Sowieckiego miał dojechać do Berlina.
Dariusz Kaliński – specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Autor bestsellerowej „Czerwonej zarazy”. W sierpniu 2018 roku na księgarskie półki trafił „Bilans krzywd”. Współautor „Polskich triumfów” i „Polskich bogów wojny”.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.