W angielskim hrabstwie Warwickshire leży miasteczko Leamington. Mieszka w nim pewien szewc James Worson. Prowadzi własną działalność, a wśród sąsiadów cieszy się dobrą opinią, choć podobnie jak wielu mężczyzn z robotniczej klasy społecznej nie stroni od alkoholu. Po kilku drinkach nie ma tendencji wdawać się w żadne bójki, za to uwielbia się zakładać.
Pewnego wieczoru chwali się przed kolegami w barze, że jest świetnym biegaczem. Dodawał, że z taką kondycją, jaką ma, żadna odległość nie stanowi dla niego problemu. Natychmiast słyszy wyzwanie: ma przebiegnąć do sąsiedniego Coventry i z powrotem! Przecież to "tylko" 64 kilometry, śmieją się kompani. Worson w swoje umiejętności nie wątpi i przyjmuje zakład. Nie ma pojęcia, że do celu nigdy nie dobiegnie…
Coś jest nie tak
3 sierpnia 1873 roku Worson rozpoczął swój bieg. Nie był sam, potrzebni byli ludzie, którzy potwierdziliby, że udało mu się przebiec dystans bez żadnych przekrętów. Towarzyszyli mu mężczyzna, z którym się założył, przedsiębiorca tekstylny Barham Wise i fotograf Hamerson Burns. Jechali za Worsonem bryczką. Ten z łatwością pokonał pierwsze kilometry, w ogóle nie wyglądał na zmęczonego.
Chyba rzeczywiście był w świetnej kondycji… Koledzy dopingowali go z bryczki, choć w skrytości ducha zapewne czekali, kiedy zabraknie mu sił i zrezygnuje z próby. Tylko że nagle zaczyna się dziać coś niezwykłego. Na środku drogi, mniej niż 10 metrów przed nimi – wszyscy trzej widzieli to wyraźnie – Worson o coś się potknął. Zaczął się chwiać i wyglądało na to, że zaraz upadnie. To rozbawiło obserwatorów.
Parę chwil później nikomu nie było jednak do śmiechu. Worson wydał z siebie przerażający, nieludzki krzyk i zniknął. Na oczach trzech świadków z sekundy na sekundę po prostu rozpłynął się w powietrzu. Gdzie się mógł podziać?
Beznadziejna sytuacja
Trzej mężczyźni na próżno szukali Worsona. Kiedy wstrząśnięci wrócili do miasta i opowiedzieli, co się stało, zostali aresztowani. Cieszyli się dobrą reputacją, wszyscy uważali ich za godnych zaufania, ponadto byli trzeźwi i nie mieli żadnej kryminalnej przeszłości. Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, że gdyby zamordowali Worsona, jako alibi wymyśliliby tak niesamowitą historię…
Wkrótce zostali zwolnieni z aresztu, a w sprawie nigdy nie pojawił się żaden inny podejrzany. Podobnie jak Worson – nie było po nim żadnego śladu. Nie wpadł do żadnej dziury, nigdzie się nie schował, jak więc wyjaśnić jego niespodziewane zniknięcie? Mógł się przypadkowo gdzieś teleportować? Jeśli tak, to gdzie? Na Ziemi nikt go już więcej nie widział…
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.