20, 30 lat temu nie było Polaka, który nie znałby Tadeusza Drozdy.
Kiedyś, jak przyjeżdżałem do hotelu, to od drzwi słyszałem: "Witamy serdecznie, panie Tadeuszu. Dzień dobry". Tak do mnie wołali! Teraz sytuacja diametralnie się zmieniła - mówił kilka lat temu w wywiadzie.
Teraz sytuacja znacznie się pogorszyła. Gospodarz "Śmiechu warte", aktor "Samego życia", "Świata według Kiepskich" czy kultowych już filmów "Zaklęte rewiry" i "Komedianci z wczorajszej ulicy" a także satyryk i piosenkarz dziś nie ma ofert pracy.
Pamiętam siebie w wieku 30, 40 czy nawet 50 lat. Wtedy budziłem się rano i już miałem w głowie następne siedem-osiem zajęć. Dzisiaj się budzę i myślę: jaki tutaj serial obejrzeć - wspomina z żalem.
Pandemia wbiła gwóźdź do trumny kariery aktora.
Obecny czas jest dla mnie ukoronowaniem statusu emeryta. Przed pandemią nie chciałem wierzyć w to, że jestem już emerytem, bo ludzie zapraszali mnie jeszcze na koncerty. Teraz telefon umilkł, a ja powoli przyzwyczajam się do nowej roli - przyznaje artysta.
Gwiazdor lat 90. stara się w obecnej sytuacji dostrzegać pozytywy.
Nie powiem, żeby mi było dobrze w trakcie pandemii, ale i tak w lesie czuję się lepiej niż gdzieś na Ursynowie - mówi w rozmowie z agencją Newseria Lifestyle.
Fani aktora jednak z pewnością czekają na jego powrót na scenę.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.