W czwartek 7 września sąd w Los Angeles skazał Danniego Mastersona na 30 lat więzienia za zgwałcenie dwóch kobiet. Do przestępstw doszło w latach 2001-2003, w domu aktora w Hollywood Hills, choć ofiary Mastersona po raz pierwszy opowiedziały o swojej krzywdzie dopiero po latach, na fali akcji #MeToo.
Amerykański gwiazdor znany z takich produkcji jak: "Oni", "Męska robota" czy wspomniane "Różowe lata 70.", a prywatnie członek Kościoła scjentologów, odurzał kobiety alkoholem i wykorzystywał je seksualnie, gdy traciły świadomość. Jego ofiary, podobnie jak on, także były członkiniami religijnej wspólnoty.
Przestępstwa seksualne w show-biznesie. Przykładów nie brakuje
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ława przysięgłych nie miała wątpliwości co do dwóch z trzech zarzucanych Mastersonowi gwałtów. Choć ten, zgodnie z linią obrony zapewniał, że do kontaktów seksualnych z oskarżającymi go o przemoc kobietami dochodziło za ich zgodą, to dowody przeciwko 47-letniemy aktorowi były miażdżące.
Czytaj także: "Ma go dosyć". Odpalił bombę ws. Lewandowskiego
Jedynie w przypadku trzeciej sprawy, w której o gwałt oskarżała aktora jego była dziewczyna, sąd miał wątpliwości. Masterson, który oczekiwał na ogłoszenie wyroku w specjalnej jednostce (wcześniej przebywali inni znani oskarżeni m.in. OJ Simpson), usłyszał wyrok 30 lat więzienia.
Czytaj także: Śmierć Leppera. "Trzeba rozliczyć wszystkich"
Ofiary gwiazdora nie kryły satysfakcji w związku z wyrokiem.
- Kiedy mnie zgwałciłeś, okradłeś mnie. To właśnie jest gwałt, kradzież ducha. Jesteś żałosny i brutalny. Świat jest lepszy, gdy pozostajesz w więzieniu - przytacza słowa jednej z kobiet agencja AP.
Sam Danny Masterson od lat zaprzecza jednak zarzucanym mu czynom. Choć aktor nie zabrał głosu przed sądem, jak podaje wspomniana agencja, jego prawnicy zapowiedzieli apelację.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.