Jan Pietrzak jest liderem Kabaretu Pod Egidą, z którym kiedyś wyśmiewał komunę. Od ośmiu lat obiektem jego kpin są głównie Donald Tusk i stronnictwa antypisowskie. Witając 2024 r. w TV Republika, satyryk opowiedział najnowszy żart, w którym pojawili się imigranci, Niemcy i baraki w Auschwitz.
Jego słowa wywołały powszechne oburzenie, do prokuratury i KRRiT napłynęły skargi. Sam Pietrzak powiedział dla gazety.pl, że "nie rozumie tej burzy". W Republice jest ciągle mile widzianym gościem.
Dzień dobry, mistrzu. Witam serdecznie - rzucił Michał Rachoń, trzy dni po gorszącej wypowiedzi, w programie "Jedziemy".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niedługo potem Jan Pietrzak stał się mimowolnym bohaterem kolejnego skandalu, kiedy wypłynęła informacja o zarobkach prawicowych publicystów w TVP za rządów PiS. Za każdą pojedynczą wypowiedź można było zainkasować 500 zł. Rekordzista zarobił w 2023 r. prawie 300 tys. zł. Kabareciarz przyznaje, że brał pieniądze, ale nie uzbierało się ich wcale dużo.
Wolałbym więcej. Przez cały ubiegły rok dostałem ok. 15 tys. ze wszystkich polskich telewizji. Jakby to podzielić na 12 miesięcy, to wyjdzie ok. tysiąc z groszami - stwierdził w "Plejadzie".
Pietrzak zauważył, że jest już emerytem i to niezbyt majętnym.
Moja emerytura wynosi 3200 zł i bardzo trudno mi się za nią utrzymać - wyjaśnił w rozmowie.
Artysta chętnie by dorobił sobie występami, a nie komentowaniem w telewizji bieżącej polityki, ale właściwie wszędzie ma "bana".
Całe życie jestem wyrzucany i zakazywany, ale nie ubolewam nad swoim losem. Sam sobie taki los wymyśliłem, chcę mówić prawdę o Polsce i przywalać łajdakom. Za to się płaci taką cenę, jaką ja płacę i nie zarabia na tym dużo - wyznał Jan Pietrzak.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.