Ostatniego występu na scenie w Koszalinie, transmitowanego przez TVP, Izabela Trojanowska z pewnością nie będzie wspominać dobrze. Pod koniec pierwszego utworu, jaki wykonała przed publicznością, zaliczyła fatalny upadek. 66-letnia artystka potknęła się i upadła na plecy. Na ratunek błyskawicznie przybiegły jej tancerki, które pomogły jej wstać. Choć po chwili Trojanowska wróciła na scenę (tym razem już w sportowym obuwiu) i dokończyła występ, upadek zdaje się mieć znacznie poważniejsze konsekwencje, niż sądziła.
W rozmowie z "Super Expressem" Trojanowska opowiedziała o kulisach wypadku. A także o jego przykrych skutkach, które wciąż dają się jej we znaki.
- Wywróciłam się, ponieważ szpilka zaklinowała się w podłodze. Ciało szło, a noga została. Poświęciłam rękę, bo chciałam chronić głowę. Podczas upadku nie czułam bólu, bo była ogromna adrenalina. Powinnam bardziej uważać. Ambulans mnie opatrzył na miejscu, ale w drodze do domu ręka bardzo mnie bolała. Miałam nieprzespaną całą noc - relacjonowała Trojanowska w rozmowie z "Super Expressem".
Czytaj także: Co z Rynkowskim? "Żal było na niego patrzeć"
Gwiazda "The Voice senior" zasięgnęła kolejnej porady lekarza. Po szczegółowych badaniach okazało się, że obrażenia, których doznała, są poważniejsze, niż sądziła.
- Lekarz zrobił prześwietlenie i okazało się, że mam naderwane ścięgna. Na szczęście ręka nie jest złamana. Okładałam ją kapustą, ale teraz dostałam leki przeciwbólowe w sprayu i długie zwolnienie lekarskie - zdradziła Trojanowska gazecie.
Niestety, obolała i częściowo unieruchomiona ręka (piosenkarka nie może jej zginać w łokciu) sprawiła, że Trojanowska musiała odwołać najbliższy koncert. Teraz artystka musi skupić się na swoim zdrowiu. Gdy dolegliwości miną, czeka ją jeszcze rehabilitacja.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.