Kamil Durczok 26 lipca 2019 r. wjechał rozpędzonym autem w pachołki rozdzielające jezdnię w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Według ustaleń prokuratury przejechał autostradą 370 km z Władysławowa w kierunku Śląska ze średnią prędkością 140 km/h. W chwili, kiedy utracił panowanie nad pojazdem i spowodował kolizję, jechał z prędkością 96 km/h, a w miejscu tym było ograniczenie do 70 km/h. Dodatkowo badanie alkomatem wykazało u dziennikarza 2,6 promila. Ten przyznał się do choroby alkoholowej.
Kamil Durczok usłyszał 2 zarzuty. Jeden z nich dotyczył sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, którego dopuściła się osoba będąca w stanie nietrzeźwości. Za to dziennikarzowi groziła kara od 9 miesięcy do 12 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut to kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości - za to mógł otrzymać wyrok do 2 lat pozbawienia wolności.
Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim uznał Kamila Durczoka winnego prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości. Nie udowodniono mu jednak winy pod katem drugiego zarzutu. Został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata.
Oprócz tego na dziennikarza nałożono 5-letni zakaz prowadzenia pojazdów, grzywnę w wysokości 3 tys. zł oraz karę 30 tys. zł. na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym. Kamil Durczok nie stawił się w sądzie na odczytanie wyroku.
Jeszcze niedawno dziennikarz cieszył się z korzystnego wyroku. Chodzi o sprawę z byłymi dziennikarzami "Wprost" m.in. Sylwestrem Latkowskim i Michałem Majewskim, którzy napisali o tym, że Durczok miał dopuszczać się molestowania pracownic TVN.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.