Włoski zespół Maneskin można spokojnie określić mianem muzycznego objawienia ostatnich tygodni. Od ich zwycięstwa na Eurowizji minął ledwo ponad miesiąc, a ich międzynarodowa kariera dosłownie wystrzeliła w górę. Czwórka młodych muzyków jest rozchwytywana w całej Europie, stąd też ich krótka trasa promocyjna, na której jednym z przystanków był Sopot. Polsat kuł żelazo póki gorące i zaprosił jedną z najgorętszych gwiazd tego roku, zapewniając sobie tym samym i frekwencję na widowni, i wysoką oglądalność.
I o ile samo zaproszenie Maneskin było ruchem mistrzowskim, o tyle spotkanie na scenie było już dość niezręczne. I nie chodzi tu o występ zespołu – to było pełnokrwiste rockowe show, zakończone namiętnym pocałunkiem muzyków i mocnym przekazem o tolerancji i miłości, która nie wyklucza.
Gospodarze chcieli uhonorować młodych artystów – wręczyli im złote płyty za single "Zitti E Buoni" i "I wanna be your slave", które dosłownie podbijają polskie rozgłośnie i serwisy streamingowe. Polsat podarował muzykom także własną nagrodę – kryształowe serce, które prowadzący wręczali także innym wykonawcom – jak wskazywał tytuł koncertu, najlepszym z najlepszych.
I nie byłoby w tym nic dziwnego ani niezręcznego – ba, w końcu sam gest był bardzo miły. Sęk w tym, że… prowadzący nie wyjaśnili muzykom, co się dzieje na scenie. Objaśnili to tylko widowni i nieszczególnie kwapili się, by porozmawiać z zespołem po angielsku.
W efekcie zmieszani muzycy nie do końca wiedzieli, co na scenie robił nagle Michał Szpak (przedstawiony z kolei widzom także jako ulubieniec eurowizyjnej publiczności) i dlaczego wręcza im statuetkę. Scenka ostatecznie wyglądała naprawdę niezręcznie, ale Maneskin nie stracili rezonu, energetycznie grając na bis jeden ze swoich hitów.
Historia miała jednak swój ciąg dalszy. Muzycy zaraz po występie wrócili do hotelu i do czekającego na nich pod budynkiem tłumu fanów. Maneskin spotkali się z nimi jeszcze w sobotni wieczór, a z najwytrwalszymi jeszcze w niedzielę, tuż przed odjazdem. I to właśnie nagranie z pożegnania, które trafiło do sieci, wzbudziło sporo emocji.
Dlaczego? Wychodzący z hotelu Victoria de Angelis i Damiano David podeszli do fanów i… wręczyli im statuetkę od Polsatu. "Chcesz to? Dostaliśmy to wczoraj na festiwalu" zapytała z uśmiechem Victoria jedną z fanek. "To prezent!", wtórował jej przekonując zebranych Damiano.
Internauci podzielili się na tych, którzy uznali, że zespół zlekceważył gest gospodarzy, i na tych, którzy podkreślali, że to efekt niezręcznej festiwalowej sytuacji. Jeszcze inni, że to ukłon w stronę fanów. A wy co sądzicie?
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.