Artur Witkowski aż przez osiem lat odgrywał pierwsze skrzypce w programie "Nasz nowy dom". Wszystko za sprawą tego, że koordynował wszelkie prace budowlane na planie popularnej produkcji. Cieszył się sporą sympatią widzów, ale mimo to w pewnym momencie zniknął z ekranu.
To dlatego, że musiał zmierzyć się z problemami zdrowotnymi. "Przewiało, a potem zapalenie ucha i porażenie nerwu twarzy. Wlekło się pół roku, ale już jest prawie ok" - tłumaczył w mediach społecznościowych.
Teraz Witkowski udzielił wywiadu serwisowi kobieta.wp.pl. Wyznał, że tęskni za programem i współpracownikami, ale choroba wymusiła decyzję o odejściu ze show.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To jest naprawdę fajny program i świetna przygoda. Pomaganie to super sprawa. Uwielbiałem radość tych rodzin. Często nie byłem w stanie zobaczyć na żywo ich reakcji, ale Kasia (Dowbor — przyp. red.) nam wszystko opowiadała - powiedział.
- Ale z drugiej strony zdrowie i rodzina są najważniejsi. Miałem porażenie nerwu twarzowego i sparaliżowaną połowę twarzy. Byłem w bardzo kiepskim stanie psychicznym - dodawał.
Wstydził się wychodzić z domu
Artur Witkowski nie ukrywa, że czuje się dużo lepiej, choć objawy choroby nie ustąpiły w pełni.
- Choroba cofnęła się o około 80 proc., ale nie jest to jeszcze stan sprzed porażenia. Na początku wstydziłem się wyjść z domu, nie miałem chęci rozmawiać z ludźmi, zasłaniałem twarz maseczką - podkreślił.
Pomogła mi rodzina, przyjaciele, ale też fani. Bardzo martwili się o mnie, pytali, jak się czuję. (...) Podobnie żona, która mnie motywowała. Dzięki temu wyszedłem z dołka. Teraz już jest super - podsumował.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.