Podejrzenie przemocy w domu z Lubonia pojawiło się już dawno. Jednak przez 2 lata posiadania przez rodzinę Niebieskiej Karty, nikt podczas kontroli nie zauważył, by coś było nie tak. Znający sprawę funkcjonariusze mówią o tym, że rodzina sprawiała wrażenie wzorowej. Robert H. z wykształcenia psycholog pracujący jako przedstawiciel handlowy, jego żona z dzieckiem z poprzedniego małżeństwa i 4-letni syn z zewnątrz wyglądali, jak z obrazka. O tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami, świat dowiedział się niedawno, o czym pisaliśmy w tekście zatytułowanym: 10-latek przyszedł na komisariat. Wydał swojego ojczyma
Czytaj także: Poznań. Fatalny wypadek w piekarni. Klientka nie żyje
Głos w sprawie zabrała już matka chłopca. W programie "Uwaga TVN" przyznała, że nie miała odwagi szukać pomocy. Jest dumna z syna, że zdobył się na tak radykalny krok.
Syn znalazł w sobie odwagę, której ja nie miałam przez lata. Odwagę, żeby wstać i wyjść - powiedziała matka chłopca w programie "Uwaga TVN".
On był karany poprzez podnoszenie za uszy, stanie z wyciągniętymi rękami. Zdarzało się, że miał stać przez całą noc. Do tego bicie paskiem i łapanie za szyję. Wszystko odbywało się u syna w pokoju, nie mogłam wtedy tam wchodzić. Słyszałam to, jak wchodziłam - reagowałam. Stawałam w obronie syna, też dostawałam. Były siniaki, rozcięta głowa. U mnie rozcięty był łuk brwiowy, warga - wyznała w programie.
Czytaj także: Brytyjski market ostrzega przed polskimi produktami
Chłopiec przez ojczyma był wręcz tresowany. Nakładano na niego dużo obowiązków, które nie zawsze był w stanie wykonywać. Gdy je zaniedbał - był dotkliwie karany. Wystarczyła drobnostka, by dostać lanie lub inną formę kary. Miarka się przebrała, gdy mężczyzna kazał spać 10-latkowi na podłodze bez poduszki i kołdry. Gdy ojczym zobaczył nad ranem, że chłopiec sięgnął w nocy po poduszkę, dotkliwie go pobił. Wtedy właśnie dziecko postanowiło uciec z domu i szukać pomocy na komisariacie.
Czytaj także: Trójmiasto. Konflikt na obwodnicy, doszło do rękoczynów
Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek uzależnia się od złych osób, od psychopatów. Tak samo jak niektóre osoby żyją z alkoholikami, tak ja też w tym tkwiłam. Najgorsze jest to, że nie poszłam i nie zgłaszałam tego. Żałuję, że nie potrafiłam się postawić. Może to jest złe, co powiem, ale skazywałam jednego syna, żeby ratować drugiego. Miałam powiedziane, że nigdy nie dostanę młodszego syna, bo jestem nieodpowiedzialna. Byłam szantażowana, miałam się słuchać, nie przeciwstawiać. Całą sobą miałam być podporządkowana temu, co mówi mąż i jego zasadom - powiedziała kobieta w "Uwaga TVN".