Josie wkrótce miała stracić ukochanego tatę. Okazało się, że ten ciężko zachorował. Jej marzeniem było zawsze, aby jej tata był obecny na jej ślubie. Wiadomo było w tamtej chwili, że tak się nie stanie.
Postanowiono więc, że trzeba coś z tym zrobić. "Zostanie zorganizowany ślub dla 11-latki", pomyśleli, do czego namówiła rodzinę przyjaciółka Lindsay, fotografka ślubna.
Tak też się stało. Josie była ubrana w suknię ślubną, a jej tata w garnitur. Na ceremonię "ślubną" zaproszono pastora, a także wielu gości.
Zorganizowali im "ślub". Ojciec poprowadził do ołtarza ukochaną córkę
Jim poprowadził Josie do ołtarza. Następnie pastor ogłosił ich... "ojcem i córką". Niektórzy uznali więc, że tego dnia Josie "wyszła" za swojego ojca.
Tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co się wydarzy. To była przepiękna niespodzianka. Oboje bardzo o tym marzyli - mówiła Lindsay.
Na koniec oboje wymienili się pierścionkami ślubnymi, które zostały pobłogosławione. Kilka miesięcy później tata Josie zmarł... Pierścionek, który ma na palcu, pozostanie jednak dla niej pamiątką już do końca.