Środowy wieczór dla Nolanda Keaulany zaczął się zwyczajnie. Gdy naprawiał swój samochód u dziadków, otrzymał powiadomienie o zaginięciu 17-letniego chłopca u wybrzeży Honolulu w Stanach Zjednoczonych. Kiedy jego żona zadzwoniła z informacją, że zaginionym jest syn ich przyjaciela, Keaulana, od 16 lat ratownik w Ocean Safety Department, postanowił działać.
Wiedziałem, że nie mogę marnować więcej czasu - powiedział Keaulana w rozmowie z CNN ALL.
W tym czasie Kahiau Kawai od kilku godzin walczył z silnymi prądami, które oddalały go od brzegu. Jego kajak wywrócił się podczas treningu szkolnej drużyny kajakarskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Było tam naprawdę ciężko, fale były bardzo silne i po prostu nie mogłem walczyć z prądem. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, a ja oddalałem się coraz bardziej w miarę, jak robiło się ciemniej, wtedy zacząłem się martwić - opowiadał Kahiau.
Bez wiosła, chwytał się swojego 6-metrowego kajaka surf ski, na przemian na nim leżąc i pływając obok. Krzyczał o pomoc, ale pobliskie łodzie były zbyt daleko, by go usłyszeć.
Widziałem, jak helikoptery przelatują w pewnym miejscu wiele razy, ale nie docierały tak daleko, jak byłem ja, co trochę mnie przestraszyło - wspominał. - W pewnym momencie wiedziałem, że nie będę w stanie walczyć z prądem, więc starałem się zrelaksować i zachować spokój - dodał.
17-latek walczył o życie 12 godzin na morzu. Został uratowany
Jego planem było: zachować spokój, dalej płynąć, a gdy prąd osłabnie, spróbować powoli wrócić tam, gdzie wypadł z kajaka.
Poszukiwania rozpoczęły się około 18:30, gdy jego koledzy z drużyny zauważyli, że zaginął, i zadzwonili pod numer 911. W akcję zaangażowano straż pożarną, straż przybrzeżną USA oraz ponad 50 osób.
Keaulana dołączył do poszukiwań, czując narastający niepokój. "Zaczynałem tracić nadzieję. Nie wiem, czy nadal trzyma się kajaka, czy się poddał, myślę o najgorszym scenariuszu. Byłem na siebie zły, że nie wyruszyłem wcześniej" - przyznał.
Około 4 nad ranem, po ponad ośmiu godzinach poszukiwań, załoga samolotu straży przybrzeżnej zauważyła kajak i nastolatka trzymającego się go. Wystrzelili flarę, zaznaczając pozycję, i skierowali tam Keaulana.
Po prostu pojawił się przed moimi oczami. Targał nogami w wodzie, trzymał się środka kajaka, widzę jego głowę nad wodą i myślę: czy on żyje? - relacjonował Keaulana. - Zawołałem, Kahiau? a gdy odpowiedział "Tak", bardzo spokojnie, po prostu się rozpłakałem - dodał.
Gdy został wyciągnięty na pokład, Kahiau spędził na oceanie niemal 12 godzin. Jedną z pierwszych rzeczy, które powiedział po uratowaniu, było: "Martwię się, że moja mama się o mnie martwi" - przekazał Keaulana.
Kahiau został przewieziony do szpitala w poważnym, ale stabilnym stanie i leczony z powodu hipotermii oraz urazów. W sobotę rano opuścił szpital.