Od soboty obowiązuje nowy wzór karty powołania do służby wojskowej. Dotyczy on powołań w razie ogłoszenia mobilizacji i w czasie wojny. Zawiera ona m.in. dane dotyczące terminu i miejsca stawiennictwa osoby powoływanej oraz pouczenie o skutkach niezastosowania się do wezwania.
Rozporządzenie określa wzór karty powołania do służby wojskowej pełnionej w razie ogłoszenia mobilizacji i w czasie wojny, który jest określony w załączniku do rozporządzenia - czytamy w rozporządzeniu opublikowanym w Dzienniku Ustaw.
Jest w zapisie rozporządzenia coś, co wywołało niepokój internautów. Chodzi o określenie czasu na stawienie się w punkcie mobilizacyjnym. Sformułowanie o "natychmiastowym stawiennictwie", które określono na sześć godzin, sprawiło, że mediach zaczęły się pojawiać narracje o karaniu za odmowę służby czy wręcz przymusowym poborze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Legislacja i zmiany
Ci, którzy piszą o "przepisach poboru do wojska" powinni wziąć głęboki oddech. Rozporządzenie MON jest bowiem czysto techniczne i dotyczy wprowadzonych jeszcze przez poprzedni rząd zmian w zapisach prawnych. Dwa lata temu w życie weszła Ustawa o obronie Ojczyzny. To właśnie jej wprowadzenie dało MON asumpt do modyfikacji pewnych przepisów.
Dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego przekonuje, że nie ma mowy o żadnej rewolucji. Obowiązuje inna podstawa prawna, nie ma już ustawy o powszechnym obowiązku obrony, tylko wspomniana wyżej Ustawa o obronie Ojczyzny. Ma to swoje implikacje, takie jak opisane wyżej rozporządzenie.
Zmienia się także karta powołania - dokument, który otrzymuje osoba powoływana do służby wojskowej lub na ćwiczenia. Ona określa, kogo dotyczy i gdzie ma się zjawić dana osoba. Na karcie określa się także, kiedy ma się zjawić dana osoba. Media zelektryzowało, że "natychmiast" oznacza sześć godzin. Przepis, który wchodzi w życie, został wydany z uwagi na zmianę podstawy - mówi o2.pl dr Piekarski.
Pobór? "Branka"? Bzdura!
A co z zapisem o sześciogodzinnym stawiennictwie? W nowej karcie mobilizacji znajdzie się zapis o możliwości kary więzienia za niestawienie się na czas. Podporucznik rezerwy Krzysztof Szymański tłumaczy o2.pl, iż zmiana stawiennictwa na sześć godzin dotyczy tylko i wyłącznie żołnierzy rezerwy, posiadających karty mobilizacyjne, w których jest adnotacja "natychmiast".
Wcześniej nie było określonego dokładnie czasu w zakresie stawiennictwa po ogłoszeniu mobilizacji lub rozpoczęcia wojny. To nie żaden pobór ani branka do armii! To dotyczy garstki, naprawdę garstki ludzi z kartami mobilizacyjnymi. A "straszenie więzieniem"? To zawsze było w karcie mobilizacyjnej jako wymieniony paragraf. Ktoś nie doczytał i zaczęło się dmuchanie balonika. Tu akurat dobrze postąpił MON i Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji - mówi ppor Szymański.
Podobnie widzi sprawę gen. Waldemar Skrzypczak. Były dowódca Wojsk Lądowych przekonuje, że chodzi o żołnierzy będących w pierwszym rzucie mobilizacyjnym, mającym przygotować bazy do przyjęcia zasadniczej części mobilizacji. Dotyczy to wąskiej grupy żołnierzy rezerwy, mających stałe przydziały, i tych, którzy w krótkim czasie mogą przybyć do jednostek.
"Łapać za telefon i dzwonić"
Co zatem stanie się w przypadku, gdyby ktoś nie miał możliwości natychmiastowego stawiennictwa? Michał Piekarski odpowiada krótko: trzeba łapać za telefon i dzwonić do jednostki. Nie ma niebezpieczeństwa, że przyjdą nagle żandarmi i potraktują człowieka, który nie ma fizycznej możliwości stawiennictwa w danym czasie, jak dezertera.
Ten obowiązek dotyczy z definicji osób, które mają przydział mobilizacyjny, czyli z góry wiedzą, że mają się stawić w danym miejscu, w określonym czasie. Okres narastania napięcia to długie miesiące. Widzieliśmy to na przykładzie Ukrainy. Ale pierwszym sygnałem, że dzieje się coś niepokojącego, byłyby powołania do odbycia przeszkolenia wojskowego, nie zmiany we wzorze kart mobilizacyjnych - konkluduje Piekarski.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.