Wiele informacji, które przekazują rosyjskie media i przedstawiciele władzy, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Tak absurdalne pomysły ma tylko rosyjska propaganda i jej poplecznicy. Właśnie ktoś na Kremlu wpadł na pomysł, by postraszyć ludzi widmem wojny z Polską. Nasz kraj, zdaniem byłego mera Chersonia i jednego z najbardziej znanych kolaborantów rosyjskich, ma zostać zaatakowany przez Siły Zbrojne Ukrainy. Po co?
Czytaj także: Batalion ukraińskich jeńców. Dołączyli do Rosjan?
Ukraińcy - tak uważa Wołodymyr Saldo - zrobią to, udając rosyjską armię. Wówczas Polska nie będzie miała wyjścia i uderzy na Rosję. A to może oznaczać przecież zmianę układu sił w Ukrainie, gdzie trwają zacięte walki na linii frontu. ZSU chce wciągnąć w konflikt nasz kraj, bo już ledwo sobie radzi z Rosją. A ta przecież "dzielnie" walczy.
Straszenie wojną i zagrożeniem dla kraju to stały punkt propagandy Kremla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Słowa kolaboranta Wołodymyra Saldo - w latach 2002–2012 oraz 2014–2015 mera Chersonia, a także byłego deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy - są w Rosji traktowane jako wiarygodne, wszak to Ukrainiec, który ma znać kulisy swojego państwa oraz decyzji zapadających w tajemnicy. Tak przedstawiają to oczywiście Rosjanie.
Saldo jest tymczasem postacią skompromitowaną w Kijowie, poszukiwaną za zdradę stanu i objętą sankcjami przez Zachód. Kolaborant jest Moskwie przydatny, może wygłaszać swoje chore tezy i stanowi wzór Ukraińca, dla którego podporządkowanie kraju Rosji jest czymś naturalnym. Tak jak chce tego Władimir Putin rzecz jasna.
Propaganda straszy więc wciągnięciem Polski w konflikt, choć to kompletny absurd.
Zdaniem kolaboranta, Ukraińcy już specjalnie znakują rakiety podarowane przez kraje NATO, by wyglądały na rosyjskie. Nie wspomina o tym, że identyfikacja pocisku to dziś żaden problem, a nie są do tego potrzebne napisy w języku rosyjskim, bo można to precyzyjnie zrobić znając ich budowę oraz charakterystyczne komponenty.
Druga sprawa, to atak na kraj NATO, co natychmiast wywołałoby reakcję całego Sojuszu. Ostrzał polskich baz - nawet pod pozorem akcji "false flag" - oznaczałby reakcję nie tylko Warszawy, ale wszystkich krajów Paktu Północnoatlantyckiego, co skończyłoby się globalnym konfliktem i upadkiem Rosji. Tego Wołodymyr Saldo nie powiedział.
Tak samo jak tego, że Rosjanie wcale nie bronią dziś swego kraju. Wojnę wywołali u sąsiadów i to tam ponoszą coraz bardziej dotkliwe porażki. Na własne życzenie rzecz jasna. Klęska w Ukrainie jest trudna do zniesienia, ale jeśli wyjaśnią ludziom, że stoi za nią całe NATO i wrogowie u granic, wówczas łatwiej będzie ją przełknąć...