To jedna z głównych ulic Lublina, o największym natężeniu ruchu pojazdów. Są na niej dwa pasy, jednak to nie oznacza, że można na niej "szaleć" do woli.
Na ulicy Witosa znajduje się wiele znaków, od których można się zakręcić w głowie. Na dystansie 100 metrów znajdziemy cztery znaki ograniczenia prędkości: do "50", potem "40", następnie "70", a po kilku metrach dalej "40". Oprócz tego widzimy dwa znaki sygnalizuje przejście dla pieszych.
Tymczasem w Lublinie, konkretnie to na ulicy Witosa... Zdaje się, iż czyjś szwagier kupił maszynę do produkcji znaków, lub coś w tym stylu. Chyba czas najwyższy w ogóle na konkretne słowo określające tego typu potworki, może "znakoza" - napisał na Twitterze jeden z użytkowników.
"Znakoza" na polskich drogach z pewnością nie ułatwia jazdy. Kierowcy dostają często dostają od tego tzw. oczopląsu. Eksperci wskazują, że znaków jest dużo, a do tego często posadowione są niezgodnie z organizacją ruchu.
Aspekt drogowy i finansowy
Często zdarza się, że wiele znaków drogowych, podobnie jak na ul. Witosa w Lublinie, sąsiaduje ze sobą na bardzo bliskiej odległości. Nie jest do dobre zarówno pod względem samej jazdy, jak i biorąc pod uwagę w aspekt finansowy.
Oczywiście postawienie jednego znaku nie jest dużym kosztem, ale gdy zsumujemy ich kilkadziesiąt, to nie trudno oprzeć się wrażeniu, że są to pieniądze wyrzucone w błoto.