W poniedziałkowym wydaniu "Gazety Wyborczej" pojawił się artykuł na temat domniemanego molestowania dzieci przez księdza.
Ówczesna dyrektorka szkoły zgłosiła kurii, że duchowny w niewłaściwy sposób dotyka dzieci. Chciała też rozwiązać problem w szkolnym gronie, z udziałem dzieci i rodziców. Mieszkańcy zareagowali w sposób zadziwiający.
Przyjechali po nią taczkami. Zabrali jej telefon, skakali po aucie, nie pozwalali odjechać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W efekcie kobieta odeszła z pracy, a księdza odsunięto od prowadzenia zajęć. W szkole pojawiły się policja i prokurator, przesłuchano wszystkie strony sprawy. Dzieci z udziałem psychologów, którzy następnie wystawili opinie na temat ich zeznań i stanu psychicznego.
Swoje postępowanie przeprowadziły też kuratorium oraz rzeszowska kuria. Zapytaliśmy więc o całą sytuację śledczych.
Wszystko działo się w 2021 roku. Z artykułu w "Wyborczej" to nie wynika, dowiadujemy się tego z sygnatury sprawy oraz od rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, do której trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Podeszliśmy do tego tematu bardzo poważnie. Został zgromadzony bardzo obszerny materiał dowodowy, całe śledztwo było prowadzone skrupulatne i rzetelnie - zapewnił prokurator Krzysztof Ciechanowski w rozmowie z o2.pl. Jak dodaje, sprawę prowadzono pod kątem naruszenia artykułu 200 paragraf 1 Kodeksu Karnego.
Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej lub doprowadza ją do poddania się takim czynnościom albo do ich wykonania, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12 - głosi wspomniany art. 200 par. 1.
Według rzecznika prokuratury w Rzeszowie, śledczy nie dopatrzyli się znamion naruszenia prawa i wystąpienia czynu zabronionego. Ksiądz obszernie zeznawał i opowiedział o swoim zachowaniu podczas prowadzenia zajęć z dziećmi.
Często wołał dzieci do siebie, miał obok krzesło dla uczniów. Mówił, że zdarzało się, by łapał dzieci za dłonie, ale działo się tak, gdy były zdenerwowane. Jego zachowanie nie miało podtekstu seksualnego - mówił prokurator Krzysztof Ciechanowski.
Zeznawali też nauczyciele, rodzice poszkodowanych dzieci oraz sami uczniowie. Prokurator nie znalazł powodu, by postawić duchownemu zarzuty, a śledztwo umorzono.
Zeznania świadków potwierdziły się, nie znaleziono też innych dowodów, które mogły świadczyć o naruszeniu przepisów prawa.
Prokurator przesłuchał również dyrektorkę szkoły, która złożyła do kurii zawiadomienie ws. zachowania księdza. To od tego zaczęła się cała sprawa.
Dotarły do mnie informacje, że uczniowie ze starszych klas: piątej, szóstej i siódmej, skarżą się, że mają problem na religii. Że ksiądz dotyka po udach, wkłada rękę między nogi, a kiedy głaszcze po plecach, ręką schodzi do pośladków. Czuli się niekomfortowo - mówiła w "Gazecie Wyborczej".
Kuratorium oświaty w Rzeszowie nie chciało komentować sprawy. Przesłano nam tylko krótkie oświadczenie: "Nie prowadzimy w tej chwili w ramach nadzoru pedagogicznego żadnych działań" - poinformowała redakcję Katarzyna Kwiatanowska-Rodkiewicz.
Co stało się z księdzem, którego opisano w artykule? Zdaniem dziennikarzy "Gazety Wyborczej" pozostał w parafii, ale już nie prowadzi zajęć w szkole.
Do całej sprawy ma się też odnieść rzecznik diecezji rzeszowskiej. Do momentu publikacji tego artykułu nie zdążył odpisać na naszą wiadomość.
Czytaj także: Cios w Kościół. Przykład z Małopolski
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.