We wtorek (28 stycznia) wczesnym popołudniem myśliwiec F-35 spadł na pas startowy bazy Eielson i zapłonął. Pilot zdołał się katapultować i bezpiecznie wylądował dzięki spadochronowi. Został przewieziony do szpitala armii Bassett na obserwację.
Pułkownik Paul Townsend, dowódca 354. Skrzydła Myśliwskiego, poinformował, że pilot doświadczył przed katastrofą "usterki w locie". Władze bazy ostrzegły przed zatrzymywaniem się na pobliskiej autostradzie w celu oglądania wraku oraz przypomniały, że fotografowanie w pobliżu bazy jest zabronione przez prawo federalne.
Naszym najważniejszym zasobem są ludzie i jesteśmy zobowiązani do zapewnienia im bezpieczeństwa i ochrony. Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych przeprowadzą dokładne śledztwo, aby zminimalizować ryzyko powtórzenia się takiego zdarzenia - oświadczył Townsend, cytowany przez "NY Post".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Amerykanie stracili sprzęt. Duża krytyka w USA
Producent F-35, firma Lockheed Martin, jest krytykowany za wysokie koszty produkcji samolotu pomimo zarzutów o cięcie jakości.
Cena myśliwca została obniżona w ostatnich latach z około 135,8 mln dolarów w 2021 roku do 81 mln dolarów w 2024 roku, zgodnie z wstępną umową między Departamentem Obrony USA a Lockheed Martin.
W listopadzie Elon Musk szef Departamentu Efektywności Rządowej, skrytykował program F-35 za słabe wykonanie i zapowiedział ograniczenie federalnych wydatków na niego.
Na platformie X (dawniej Twitter) stwierdził, że projekt F-35 był wadliwy od samego początku, próbując spełnić zbyt wiele zadań jednocześnie, co uczyniło go drogim i skomplikowanym, ale niewybitnym w żadnej dziedzinie. Dodał, że w dobie dronów załogowe myśliwce są przestarzałe i tylko narażają pilotów na niebezpieczeństwo.
Musk podkreślił, że przyszłość działań wojennych leży w broni opartej na dronach, w tym w samolotach bojowych. Program F-35 ma trwać do 2088 roku, a jego koszty szacowane są na ponad 2 biliony dolarów, według Biura Odpowiedzialności Rządu USA.