To właśnie na Instytut Wirusologii w Wuhan kierowały się w ostatnich miesiącach oczy całego świata. Instytut posądzano o to, że to tak naprawdę tam rozpoczęła się pandemia – koronawirus miał się stamtąd w jakiś sposób wydostać.
Chińscy naukowcy stanowczo temu zaprzeczają. Dziennikarzy NBC News zapewnili podczas ich 5-godzinnej wizyty w instytucie, że nie mają z pandemią nic wspólnego.
To przykre, że przy okazji poszukiwań źródeł wirusa staliśmy się kozłami ofiarnymi – powiedziała Wang Yanyi, dyrektorka Instututu.
Wtóruje jej Yuan Zhiming, wicedyrektor instytutu, który podkreślił, że dopiero 30 grudnia 2019 roku, a więc już po tym, jak w Wuhan stwierdzono pierwsze przypadki nieznanej jeszcze wówczas choroby, instytut otrzymał próbki koronawirusa.
Nie spotkaliśmy się z tym koronawirusem nigdy wcześniej, w związku z czym jest niemożliwe, aby wyciekł z laboratorium – powiedział Yuan Zhiming.
"Wyciek z Wuhan". Trump ma "dowody"
Zwolennikiem teorii, jakoby koronawirus wyciekł z instytutu w Wuhan, jest m.in. prezydent USA Donald Trump. Kiedy 30 kwietnia został zapytany o to, czy widział dowody na to, że wirus pochodzi z laboratorium, odparł, że tak. Do tej pory ich jednak nie przedstawił.
Nie jestem uprawniony, żeby o tym mówić – stwierdził wtedy prezydent USA.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.