"Idiota, chory człowiek, kompletny debil" - krzyczał Bartłomiej Godlewski, były wiceburmistrz Kazimierza Dolnego do byłego radnego miasta, Janusza Kowalskiego. Mężczyzna popchnął byłego zastępcę burmistrza na ziemię. Między mężczyznami doszło do kłótni na komisji radnych 23 września. Kowalski nagrywał spotkanie, choć Godlewski prosił, by tego nie robił.
Na nagraniu w sieci widać, jak obaj mężczyźni wzajemnie oskarżają się o przemoc fizyczną i popychanie. - Odepchnął mnie pan tak, że mało brakowało, a uderzyłbym głową w stół - powiedział Godlewski do oponenta. - Pan jest żałosny w tym momencie - odpowiadał Kowalski na twierdzenia byłego wiceburmistrza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ustępujący zastępca prezydenta wypominał byłemu radnemu milicyjną przeszłość. Wyciągał prywatne sprawy. Dalej widać, jak Godlewski próbuje zasłonić widok Kowalskiemu.
Burmistrz uderzył mi w kamerę. To jest wywrócona kamera. Były wiceburmistrz. Taka jest sytuacja na komisji - mówi były radny.
Przepychanki na spotkaniu radnych. W Kazimierzu Dolnym aż huczy
Sprawę skomentował urzędujący burmistrz Kazimierza Dolnego. Artur Pomianowski wyraził "oburzenie i zaniepokojenie w związku z zachowaniem byłego radnego".
Jestem głęboko wstrząśnięty tym incydentem i kategorycznie sprzeciwiam się sytuacjom, w których ludzie wykonujący obowiązki służbowe mogą czuć się zagrożeni przez jednostki działające w sposób agresywny i destrukcyjny. Przemoc nie ma prawa istnieć tam, gdzie ludzie wykonują swoje zadania. Przemoc jest niedopuszczalna! Żyjemy w XXI wieku! - napisał burmistrz.
Janusz Kowalski w rozmowie z o2.pl tłumaczy, jakie były jego zdaniem przyczyny awantury na spotkaniu komisji. - Bartłomiej Godlewski nie jest reprezentantem mieszkańców, ale podmiotów gospodarczych, które nie płacą podatków w Kazimierzu Dolnym, na czym Kazimierz traci miliony złotych - uważa.
Na tej komisji było opiniowanie uchwały o obligacjach na 9 mln złotych, żeby złagodzić skutki obietnic wyborczych. Jedyną osobą, która porusza ten temat, jestem ja. Robię to od 10 lat. Byłem zarzucony pozwami i prywatnymi aktami oskarżenia. Mimo że nie jestem radnym, nadal publikuję, prowadzę relację - tłumaczy nam Kowalski.
Twierdzi, że transmisje z rady nie oddają wiernie ich przebiegu, dlatego sam rusza z kamerą, aby przedstawić mieszkańcom, o czym rozmawiają radni.
Pięć minut przed komisją przygotowałem sprzęt. Ponieważ kupiłem nową kamerę, chciałem zrobić zdjęcia radnym przed sesją, żeby nie zakłócać porządku. W pewnym momencie burmistrz Godlewski zaczął mi zasłaniać. Według sądowego orzecznictwa, niezależnie od okoliczności, wszystkie osoby znajdujące się na sali obrad muszą mieć świadomość, że będą fotografowane, filmowane i ich wizerunek będzie udostępniany bez ich wiedzy i zgody - mówi Kowalski.
Dalej opisuje, że między mężczyznami wywiązała się utarczka słowna. Były radny uważa, że przewodniczący Jakub Pruchniak powinien zareagować w sytuacji, gdy był popychany przez Godlewskiego, ale tego nie zrobił. - To złamanie prawa - mówi Kowalski.
Godlewski uderza w moją kamerę po raz kolejny. Ja wyjmuję telefon i chcę to filmować. Idę w róg, on idzie za mną. Wpycha mnie na krzesło. Próbuję wstać, w pewnym momencie Godlewski osuwa się na ziemię, pociągając jeszcze mnie, bo i ja upadłem. Upadł na rękę, bo odwrócił się, czy nic z tyłu nie leży. Zaczął się szum na sali - opisuje incydent nasz rozmówca.
Kowalski mówi, że na miejsce przyjechała policja. Wyraził swoje niezadowolenie, bo stwierdził, że mundurowi nie podali powodu, dla którego przyjechali. Były radny twierdzi, że ma dowody na winę wiceburmistrza. Mówi, że przedstawi je prokuraturze.
Zobacz także: Położyła jabłko na wadze. Sadownicy łapią się za głowy
Mówi o popchnięciu. "To był szok"
Zupełnie inaczej sprawę widzi Bartłomiej Godlewski. W rozmowie z o2.pl mówi, iż Janusz Kowalski od dłuższego czasu przeszkadza radnym w pracy swoją obecnością.
Pan Janusz Kowalski potajemnie nagrywa radnych sprzętem wysokiej klasy z mikrofonem kierunkowym. Nie ma nic złego w nagrywaniu posiedzeń. Jeśli ktoś chce je transmitować, to nie ma problemu, jest to zgodne z prawem. Inaczej jest jednak, gdy nagrywa się podstępnie, zostawia się włączoną kamerę przed posiedzeniem, wychodzi się z sali albo chodzi się z kamerą po sali i nagrywa się po biurkach. Na to nie może być zgody. Gdy zauważyłem, że Kowalski nagrywa biurka, postanowiłem mu to uniemożliwić - mówi nasz rozmówca.
Godlewski uważa, że sam był szturchany przez byłego radnego. Jak relacjonuje dalej, Kowalski popchnął go tak, że upadł na ziemię, a jego głowa minęła o centymetry róg stołu. Policję na miejsce wezwał burmistrz Pomiatowski.
Nie przyszło by mi do głowy, że na posiedzeniu rady zostanę popchnięty i przewrócony. To dla mnie był szok. Policjanci wysłuchali mojej wersji. Ratownicy medyczni stwierdzili, że na mojej szyi widać lekkie zaczerwienienie - relacjonuje Bartłomiej Godlewski.
Bartłomiej Godlewski twierdzi, że Kowalski żyje konfliktami. Wspomina, że gdy został zastępcą burmistrza, już pierwszego dnia Kowalski go publicznie zaatakował. Czy żałuje mocnych słów, które padły z jego ust?
Słowa wypowiedziane w emocjach są czasem ostre. Czy mogłem używać innych? Gdy ludzie protestowali podczas rządów PiS na ulicach też mówiono, że należy się zachowywać przyzwoicie, nie ma co atakować. Ja mam nieco inne zdanie. Do niektórych po prostu przyzwoitość nie trafia. Są ludzie, którzy nie rozumieją nic innego, jak ostry protest - podkreślił Godlewski.
Były wiceburmistrz mówi, że sam nigdy nie stosował przemocy fizycznej. Jego zdaniem niewiele zabrakło, by wylądował w szpitalu. Zgłosił zdarzenie do prokuratury jako naruszenie nietykalności cielesnej. Uważa, że tego konfliktu nie da się rozwiązać.
Policja komentuje sprawę
Komenda Powiatowa Policji w Puławach przekazała nam informacje, jak z perspektywy funkcjonariuszy wyglądała interwencja. Zgłoszenie pochodziło od burmistrza.
Z treści wynikało, że były radny rady miasta Kazimierz Dolny szarpał byłego wiceburmistrza. Na miejsce został skierowany patrol policji. Policjanci zastali m.in. zgłaszającego, przewodniczącego Rady Miasta oraz dwóch mężczyzn, których dotyczyło zgłoszenie - informuje Ewa Rejn-Kozak z KPP w Puławach.
Z relacji uczestników wynikało, że między dwoma mężczyznami doszło do kłótni oraz szarpania się między sobą. Z uwagi na to, że były wiceburmistrz uskarżał się na ból głowy, funkcjonariusze wezwali na miejsce karetkę pogotowia.
Załoga karetki stwierdziła brak potrzeby hospitalizacji osoby, do której zostali wezwani. Podczas interwencji nikt nie żądał usunięcia kogokolwiek z sali i nikt nie został z sali usunięty. Obaj mężczyźni, których dotyczyła interwencja oświadczyli policjantom, że podejmą dalsze kroki prawne w stosunku do drugiej strony - dodała przedstawicielka policji.
Rafał Stzelec, dziennikrz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.