Chociaż w kampanii wyborczej coraz większą rolę odgrywa internet i aktywność kandydatów w sieci, to ciągle sporą promocję można zyskać dzięki banerom i plakatom wywieszanym na ulicach miast. W dniach poprzedzających wybory można je zobaczyć na billboardach, latarniach i różnego rodzaju słupach.
Zgodnie z przepisami, kandydaci na posłów i senatorów mają 30 dni na usunięcie swoich banerów. Chociaż od pójścia Polaków do urn minęło już niemal półtora miesiąca, to na ulicach wciąż można spotkać podobizny znanych polityków.
Banery wyborcze nadal szpecą Polskę. Czas na ich usunięcie dawno minął
"Plakaty i hasła wyborcze oraz urządzenia ogłoszeniowe ustawione w celu prowadzenia agitacji wyborczej pełnomocnicy wyborczy obowiązani są usunąć w terminie 30 dni po dniu wyborów" - czytamy w Kodeksie Wyborczym. Spora część polityków lekceważy jednak ten przepis.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jest jeden wyjątek. Jeśli materiały wyborcze znajdują się na nieruchomościach, obiektach lub urządzeniach niebędących własnością Skarbu Państwa, państwowych osób prawnych, jednostek samorządu terytorialnego, ich związków lub stowarzyszeń, komunalnych osób prawnych oraz spółek, w których większość akcji lub udziałów ma Skarb Państwa, jednostki samorządu terytorialnego lub ich związki, raz fundacji utworzonych przez organy władzy publicznej, to mogą się tam dalej znajdować. Pod jednym warunkiem - o ile właściciel wyrazi taką zgodę.
"To oznacza, że właściciel płotu może zatrzymać plakat wyborczy na pamiątkę" - tłumaczy "Dziennik Gazeta Prawna".
We Wrocławiu w wielu miejscach wciąż można spotkać plakaty w wizerunkiem Jacka Protasiewicza, który kandydował do Sejmu z list Trzeciej Drogi. - Czy to firmy, czy wolontariusze rozwieszający plakaty podpisali klauzulę, że zdejmą plakaty w ciągu 30 dni po wyborach. Jeżdżąc po ulicach Wrocławia nie widzę swoich materiałów - powiedział "Faktowi" polityk.
Jacek Protasiewicz stwierdził, że nie docierały do niego sygnały, aby gdzieś na terenie miasta wisiały plakaty z jego podobizną. Zapowiedział też, że wyciągnie konsekwencje, jeśli któryś z współpracowników nie zdjął ich w porę.
Jak twierdzi "Fakt", we Wrocławiu można też zobaczyć plakaty Pawła Hreniaka z Prawa i Sprawiedliwości. W Gdańsku i Sopocie wiszą banery Tomasza Rakowskiego (również PiS). W Poznaniu można zobaczyć baner Jadwigi Emilewicz (PiS).
Mój sztab objechał cały okręg wyborczy i miejsca, w których umieściliśmy w czasie kampanii materiały. Dołożyliśmy wszelkich starań, aby wszystkie zostały usunięte. Jeśli mają Państwo informacje, że mimo podjętych najlepszych działań, gdzieś jeszcze zostały moje materiały, to uprzejmie proszę o namiary, a posprzątamy je - powiedziała "Faktowi" Emilewicz.
Za nieściągnięcie plakatów w terminie grozi kara grzywny.