Maryja Kalesnikawa, białoruska liderka opozycji, kilka dni temu została uwięziona. Opowiada o tym, jak została potraktowana przez funkcjonariuszy. Przyznaje, że boi się o swoje życie.
To ostatnia z trzech kobiet, które postanowiły postawić się Łukaszence i wziąć sprawy w swoje ręce. Próba deportacji Kalesnikawej była bardzo brutalna, ale spełzła na niczym.
Czytaj także: "Ludzkość czeka zagłada". Ostrzeżenie szefa ONZ
Funkcjonariusze, którzy przyszli po aktywistkę, założyli jej na głowę torbę. Kobieta opowiada, że sami byli zamaskowani żeby nie mogła ich później rozpoznać. Jak podaje pośrednik Kalesnikawej w BBC, w furgonetce powiedziano jej, że opuści kraj żywa lub w kawałkach.
Stwierdzono, że jeśli nie opuszczę Republiki Białoruś dobrowolnie, to i tak zostanę zabrana, żywa lub w kawałkach. Było też groźby uwięzienia do 25 lat - mówi Maryja Kalesnikawa w rozmowie z BBC News.
Została wywieziona na granicę z Ukrainą. Z aktywistką byli również dwaj inni urzędnicy, którzy zostali deportowani. Kalesnikawej udało się wrócić na Białoruś tylko dlatego, że przed samą granicą z Ukrainą zdążyła podrzeć swój paszport.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.