Jak podaje "Gazeta Wyborcza" 31 sierpnia pracownicy remontujący schronisko Chatka Puchatka w Bieszczadach, odnaleźli w pobliżu szlaku prowadzącego na Połoninę Wetlińską w Bieszczadzkim Parku Narodowym ludzkie szczątki.
Wszystko wskazuje na to, że ciało leżało w lesie od dłuższego czasu. Zostało prawdopodobnie rozszarpane przez dzikie zwierzęta. Szczątki były w tak złym stanie, że pracujący na miejscu śledczy nie byli w stanie określić płci zmarłej osoby - pisze Gazeta Wyborcza.
Śledztwo przejęła Prokuratura Rejonowa w Lesku. Szczątki zostały zabezpieczone i przekazane do zakładu medycyny sądowej w Krakowie. Badania wykażą teraz, jaka była przyczyna śmierci osoby. Śledczy mają już jednak pewne hipotezy co do jej tożsamości.
Czy to szczątki działacza "Solidarności"?
Trop wziął się dzięki znalezionemu nieopodal dokumentowi. Było to prawo jazdy wydane w Australii należące do 79-latka z woj. śląskiego. W ten sposób nawiązano kontakt z byłą żoną mężczyzny, która od lat nie miała z nim kontaktu. Ich dzieci mieszkają w Australii. To od nich prokuratura planuje pobrać materiał genetyczny.
Wyborcza informuje że śledczy dotarli do jednego świadka, który utrzymuje, że przed rokiem w okolicach miejscowości Wołosate widział mężczyznę, który jest podobny do tego ze zdjęcia w dowodzie osobistym. Przy szczątkach znaleziono także zegarek z ręcznie nakręcanym mechanizmem, który miał zatrzymać się w listopadzie ubiegłego roku.
Tymczasem lokalny portal SuperNowości24 pisze, że zmarły mógł być opozycjonistą w czasach PRL oraz wysoko postawionym działaczem "Solidarności" w regionie. Mężczyzna miał być w latach 80. internowany w Nowym Łupkowie (pow. sanocki), a po uwolnieniu wyemigrować na Antypody.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.