Wczesnym rankiem 28 maja 2023 roku w Boksycce doszło do tragicznego wypadku drogowego. Piotr M., 37-letni mężczyzna będący pod wpływem alkoholu i narkotyków, spowodował wypadek, w którym zginęło pięć osób. Obecnie przebywa w szpitalu w areszcie śledczym w Krakowie, a jego proces rozpoczął się 24 czerwca w sądzie w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Jak informuje "Fakt", Piotr M. kierował mercedesem z prędkością blisko 190 km/h, będąc pod wpływem kokainy, marihuany oraz alkoholu. Stracił panowanie nad pojazdem na wiadukcie, co doprowadziło do tragicznego wypadku. Jego samochód zderzył się czołowo z fiatem punto, którym podróżowała rodzina Agnieszki R. "Fiat został kompletnie zmiażdżony" -relacjonują śledczy.
Przeczytaj też: Nagle źle się poczuła. 21-latka zmarła na imprezie w remizie
W wypadku zginęło pięć osób: Agnieszka R. (†38 l.), jej mąż Paweł (†43 l.), syn Adrian (†19 l.), dziewczyna Adriana Kasia (†18 l.) oraz teść Zenon R. (†72 l.). Jedynym ocalałym jest 16-letni Ernest, który w poniedziałek stawił się w sądzie. Opiekę nad nim przejęła rodzina.
Pamiętam tylko, że tata siedział obok dziadka, a my w czwórkę z tyłu. Wciąż odczuwam skutki wypadku. Miałem wybite zęby, złamany nos, udo, uraz kręgosłupa, krwiaki. Jest lepiej, ale nie jestem całkiem sprawny -powiedział nastolatek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Paraliżujące zeznania świadka wypadku w Boksycce. Na miejscu zginęło 5 osób
Świadek, który wezwał pomoc, zeznał, że na miejscu feralnego wypadku znalazł się przypadkiem. Jechał na ryby, kiedy zobaczył rozbite samochody.
To było kłębowisko ciał. Jedna z ofiar punto, wypadła i leżała przed autem na asfalcie. Miała rozbitą czaszkę. To była śmierć na miejscu. W punto trudno było rozpoznać, kim są ofiary. Nagle z tyłu poruszył się chłopiec. Mówiłem wtedy operatorowi "macie jedną żywą osobę" - zeznawał.
Przeczytaj również: Ksiądz molestował 13-letniego ministranta. Jest wyrok sądu
Proces był niezwykle trudnym momentem dla rodzin ofiar. Matka Kasi składała swoje zeznania, ocierając łzy. "Czuję się, jakbym była ślepa i każdego dnia walczyła o oddech" - mówiła. Opowiedziała, jak wyglądały ostatnie chwile przed wypadkiem. Tamtego dnia Kasia pisała do niej całą noc. Przesyłała zdjęcia i zapewniała, że na weselu super się bawi.
O 2:30 dostałam ostatnią wiadomość. Usnęłam, a rano obudziłam się i zorientowałam, że córki nadal nie ma w domu. Zadzwoniłam do niej, ale nie było sygnału. Coś przeczuwałam. Kasia rzadko wychodziła, ale gdy już to robiła, zawsze pisała i mówiła, że u niej wszystko w porządku. Pomyślałam, że musimy pojechać na miejsce wesela. W międzyczasie druga córka zadzwoniła i powiedziała, że media podają o jakimś wypadku. Ale nie wierzyłam do końca - zeznawała pani Barbara.
Przeczytaj również: Trzech pacjentów nie żyje, a ośrodek wciąż działa. Tajemnica "Borowika"
Co grozi pijanemu i odurzonemu kierowcy? "Powinien być sądzony jak za zabójstwo"
"Fakt" donosi, że Piotr M. odpowiada za wypadek ze skutkiem śmiertelnym spowodowany po alkoholu i pod wpływem narkotyków, a także za posiadanie środków odurzających. Grozi mu do 12 lat więzienia. "Nigdy nas nie przeprosił" - powiedzieli Ernest oraz jego ciocia. Mama Kasi dodała: "Ten człowiek powinien być sądzony jak za zabójstwo. Powinien dostać dożywocie."
Oskarżony podczas procesu stwierdził tylko, że nic nie powie i nie będzie składał żadnych wyjaśnień. Jak informuje "Fakt", mężczyzna z wykształcenia jest technikiem, prowadzi działalność, pracował za granicą. Jest rozwiedzionym ojcem trójki dzieci. Transmisji z rozprawy przysłuchiwał się często ze spuszczoną głową, co chwilę zdejmując okulary i przecierając oczy. Ma dwóch obrońców.
Przeczytaj także: Nie chciała uprawiać seksu z kolegą. Kilka dni później nie żyła
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.